sobota, 19 maja 2012

Hoegaarden Wit Blanche - i o piwach białych słów kilka!

To już któreś z piw białych, które dane mi było spróbować, więc może warto by było chociaż na chwilę pochylić się nad tym, czym jest ów biały browarek?

Witbier to nic innego jak pszeniczne piwo górnej fermentacji, warzone głównie w Belgii i Holandii. Pierwsze egzemplarze powstawały w belgijskich klasztorach, natomiast szczyt swojej popularności zdobyły w XVIII i XIX wieku. Swój biały kolor zawdzięcza pływającym cząsteczkom drożdży i proteinom pszenicy. To wszystko w niskiej temperaturze sprawia, że piwo staje się mętne i uzyskuje charakterystyczną barwę. Witbiery są potomkami piw ze średniowiecza, kiedy zamiast chmielu, do warzenia i konserwacji używano grutu - mieszanki przypraw i innych roślin. Witbiery nadal są warzone z grutu, jednak teraz przybiera on raczej postać kolendry, chmielu oraz pomarańczy słodkich i gorzkich. Z powodu obecności kwasu mlekowego, piwa te mogą mieć kwaśnawy posmak. Co ciekawe - z racji pływających sobie w butelce drożdży, browarek przechodzi delikatną wtórną fermentację już w butelce!
Jeśli chodzi o charakterystykę tego gatunku to zazwyczaj są one mocno nagazowane, z goryczką w granicach 10 - 20 IBU. Produkowane są w połowie ze słodu jasnego, a w drugiej połowie z niesłodowanej pszenicy. Czasem dodaje się 5-10% owsu dla wzmocnienia smaku i tekstury. Hoegaardena leje się do tradycyjnych, sześciokątnych szklanek. Jak możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu - ja takowej szklanki nie posiadam :)



Fakty:


  • Piwo z belgisjkiego browaru Hoegaarden Brewery (wykupionego przez InBev)
  • Pszeniczne, białe, niefiltrowane
  • 4.9% alkoholu, 11.7% ekstraktu

    Z zewnątrz:

    Nie powiem, że butelka Hoegaardena jakoś urwała mi cohones - jak dla mnie jest zbyt jednolita i biała, ale po kolei. Rozmiar 0.3 litra ponoć idealnie pasuje do tradycyjnych, dedykowanych, sześciokątnych szklanek. Lecąc od góry dostajemy srebrny kapsel z białą nazwą browarka. Jego jednolitość jest wręcz powalająca i jak na mój gust niebardzo pasuje do reszty butelki, ale z drugiej strony jestem przekonany, że stoi za tym gruby marketing i badania. Krawatka jest tak jakby pomniejszoną wersją etykiety głównej, na której - co ciekawe - znajdziemy aż trzy różne języki - holenderski, francuski i angielski. W dwóch pierwszych widnieje informacja, że piwo jest aromatyzowane przyprawami. Angielski służy do opisania, że Hoegaarden jest oryginalnym, belgijskim piwem pszenicznym. To co się rzuca jeszcze w oczy to numer (czyżby każda butelka była określona innym numerem porządkowym? Mój był ponad 50 milionowy!), oraz logo, składające się z dwóch herbów. Jeden z nich to ręka, trzymająca kostur biskupa - to herb wioski Hoegaarden. Poprzedni właściciel browaru - Pierre Celis, dodał do niego drugi, bardzo podobny herb - symbolizujący browarnictwo, pokazując tym samym, że Hoegaarden jest bardzo ważnym punktem na piwnej mapie Belgii. Rok 1445, widniejący obok herbu to data wyprodukowania pierwszego białego, belgijskiego piwa.
    Na kontretykiecie znajdziemy szereg standardowych informacji. Bardzo fajnie, że znalazła się tutaj optymalna temperatura podania piwka (2-3 C). Strasznie żałuję, że tak mało piw posiada taką grafikę (a jeszcze lepiej coś co, kiedyś miał Żywiec, że jak był w optymalnej temperaturze to mu się logo w okienku pojawiało!). Ten baaardzo długi tekst po holendersku opisuje trochę historii, trochę składu i trochę wyglądu piwa. Wszystkie te informacje znajdziecie w pozostałych fragmentach dzisiejszego wpisu :)



    Od środka:

    Marian
    Monia
    Już sam gatunek piwa wskazywał na to czego można się po nim spodziewać – w końcu piwa białe (ach to Białe Czernichowskie) to jedne z moich ulubionych niepilznerowych trunków. Po przelaniu do kufelka pojawiła się gęsta biała, średniotrwała piana, zwieńczająca mętny, słomkowy, może trochę za bardzo przezroczysty płyn. Chociaż chciałem – naprawdę chciałem jak najbardziej odwlec w czasie moment, w którym powąchałem piwo – to jednak się nie dało. Pokusa wyczucia pełni piwa białego była nie do odparcia. Przy zapachu takiego piwa, to człowiek może się zatracić – delikatna (delikatniejsza niż w Czernichowskim) kolendra, lekko muskająca kłosy pszenicy, grzejące się w letnim słońcu jest tak przyjemna, że aż człowiek zapomina o tym, że piwo jest po to żeby je pić, a nie wąchać. Z drugiej strony, czuć je jakimś proszkiem do prania (białego oczywiście :P). Trochę ciężko powiedzieć ile tego zapachu wynika z jego naturalności, a ile jest sztuczne (ale pewnie to tylko moje fanaberie, związane ze zbyt dużą ilością ostatnio wypitych piw koncernowych). W smaku bez niespodzianek – fantastyczny, sycący aromat piwa białego, smakujący zbożem, kolendrą, pomarańczami i masłem.
    Tzw. "pierwszy nos", który określa się podczas degustacji wina, przekładając na piwo wzbudza we mnie stłumiony okrzyk "wow!". Pierwszy nos czujemy od razu po ostrożnym nalaniu trunku do szklanki/kieliszka, gdy po prostu wąchamy, bez dodatkowych działań. Przyjemny, nietypowy dla mnie zapach piwa odzwierciedla nuty cytrusowe. Wreszcie piwo o stanowczym, jednorodnym zapachu, bardzo przypadł mi on do gustu. Jednocześnie miło poczuć delikatny chmiel. Kolor piwa jest wybitnie słomkowy, jednolicie, idealnie mętny. Piana opadła szybko i trudno przywrócić ją do życia. Umiarkowanie głęboki smak, charakterystyczny dla piw pszenicznych, bardzo mi odpowiada. Nie przytłacza, ale jest dosyć intensywny. Ostatnie łyki natomiast lekko psują mu renomę w moich oczach, gdyż wkrada się w nie minimalna kwasowość.


    Podsumowanie:


    Marian
    Monia
    Czasem się zastanawiam, czy to, że każde piwo białe mi smakuje to dobrze. Co jeżeli na mojej drodze pojawi się egzemplarz wybitnie sztuczny, a ja mimo to powiem, że lepszego trunku nie próbowałem? Może trochę stąd ta moja podejrzliwość do Hoegardeena i ciągłe porównywanie Witbierów do Białego z ukraińskiego Czernichowa (pomimo, że o naturalności tamtego mogę się tylko domyślać). A może żeby nie przedłużać, to lepiej stwierdzić, że koło pilznerów i pale ale’ów jest jeszcze inny gatunek piwa, który mi odpowiada? Na dzisiaj Hoegaarden Wit Blanche u mnie zasługuje na mocne 8 kufelków, albo niech mu będzie – 9 naczynek!
    To belgijskie piwo bardzo odpowiada mi mętnością, natomiast intensywność mogłaby być wzmocniona, gdyż na obecne warunki jest piwem lekkim, aczkolwiek zadziwiająco smacznym.



  • 1 komentarz:

    1. Jak mieszkałam w Holandii to było to przez pewien czas moje ulubione piwo. Właśnie dlatego, że pszeniczne i niefiltrowane, do tego często bywało w promocji supermarketach.
      Wśród innych dostępnych na półkach holenderskich sklepów butelka/puszka wyróżniała się raczej pozytywnie, łatwo ją było znaleźć.
      Zepsuł dla mnie Hoegaarden pewien barman, który zaserwował mi je z cytryną (w środku, nie jako dekorację), co sprawiło, że piwo smakowało jak kwaśna woda, bo ono jest lekkie i delikatne i samo w sobie ma już ten cytrusowy aromat. Od tamtej pory przerzuciłam się na Franziskanera.
      BTW, Franziskaner robi też całkiem ciekawe pszeniczne ciemne.

      OdpowiedzUsuń