wtorek, 31 stycznia 2012

Krušovice Imperial

UWAGA! Na wstępie bardzo ważna informacja - mam NOWĄ SZKLANKĘ do lagerów! Więcej szczegółów zobaczycie na zdjęciach poniżej :) W końcu będę bardziej pro! :)

Druga pozytywna informacja jest taka, że malkontenci, narzekający że opisywanych przeze mnie piw zagranicznych nie można kupić w Polsce dzisiaj zostaną zaspokojeni. O tym, gdzie można kupić naszego dzisiejszego bohatera przeczytacie poniżej.

Trzecia pozytywna wiadomość - dzisiaj w ramach protestu przeciwko nietłumaczalności strony producenta - zamiast pisać o browarze, napiszę kilka słów o procesie pasteryzacji. Co to jest? Po co to jest? Czy faktycznie daje odczuwalną różnicę w smaku? Moje dywagacje powstały głównie na bazie wywiadu z Maciejem Chołdrychem - piwoznawcą z serwisu piwoznawcy.pl. BTW. - gorąco polecam zaglądnąć na ich stronę! Wygląda naprawdę ciekawie i z dużą ilością informacji do poczytania na zimowy wieczór. No ale do rzeczy!

Co to jest pasteryzacja? Po co się ją stosuje?
Pasteryzacja to jeden z najprostszych sposobów na przedłużenie trwałości żywności. Polega na podgrzewaniu produktu do określonej temperatury. W przypadku piwa, jest to 60 stopni Celsjusza. Dzięki takiemu potraktowaniu trunku, zabija się wszelkie bakterie i drobnoustroje, które powodują, że browarek kwaśnieje. Tym samym - jego przydatność do spożycia się wydłuża.

Czy to prawda, że niepasteryzowane piwo jest lepsze?
Myślę, że ile ludzi, tyle odpowiedzi na to pytanie, jednak prawda jest taka, że to nie technika "konserwowania" piwa, a użyte składniki i sposób przechowywania trunku najbardziej wpływa na jego jakość. Przy okazji piw, które nie podlegają procesowi pasteryzacji, warto trzymać się zasady, że im bliżej jesteśmy browaru producenta, tym lepsze będzie piwko. Wynika to z fatalnego wpływu transportu na trunek. Wysoka temperatura, a przede wszystkim światło skutecznie zepsuje nawet najlepsze piwko. Piwa "podgrzewane" nie są aż nastawione na to ryzyko - brak żyjątek w środku powoduje, że taki trunek jest trudniej (aczkolwiek nadal się da!) zepsuć.

Ile wytrzymuje piwo pasteryzowane i niepasteryzowane?
W przypadku pierwszej grupy - średni okres trwałości, to od kilku do kilkunastu miesięcy. Okres trwałości drugiej grupy to około 4-5 tygodni. Jeżeli na sklepowej półce znajdziemy niepasteryzowany trunek, który znacznie odbiega od tych wartości, to mamy do czynienia z piwkiem, które było utrwalone w inny sposób - np. za pomocą mikrofiltracji. Co to jest zapytacie. Wyobraźcie sobie sitko z bardzo, bardzo malutkimi oczkami. Tak małymi, że wyłapie wszystkie bakterie i drobnoustroje. Dzięki temu takie piwko, również się nie zepsuje. Minus tej techniki jest taki, że pozbawimy się również cząsteczek drożdży, niektórych enzymów i tak dalej. Może trochę szkoda...

Czy da się zrobić piwo w 100% naturalne i z długim okresem przydatności?
Nie. Każde piwo, które ma się nie zepsuć przez długi czas, musi być jakoś utrwalone - albo za pomocą pasteryzacji, albo przez mikrofiltrację, albo (o zgrozo!) konserwantami. Tylko piwa o wysokiej zawartości alkoholu lub chmielu, albo takie które przebyły powtórny proces fermentacji już w butelce, łamią tą regułę.

A jaka jest Wasza opinia? Czy czujecie różnice w smaku, między piwami pasteryzowanymi, a tymi które nie podlegają temu procesowi? I co myślicie na temat takich wstępów pseudo-edukacyjnych? Bardziej się podobają takie, czy jednak tradycyjne o producencie, browarze, historii itp.? Bardzo liczę na Wasze komentarze! Co by Jasne Pełne było miejscem dla każdego!


Fakty:

  • Cena na Słowacji - 79 ojrocentoł
  • Uwaga: piwo dostępne również w Polsce (np. Carrefour - Zakopianka)
  • 5% woltażu, 12% ekstraktu

    Z zewnątrz:

    Butelka Krušovic prezentuje się bardzo ładnie - tak naprawdę, gdyby nie nachodzące na kapsel aluminium, to byłaby to dla mnie butelka bliska ideału. Smukła, ozłocona z urozmaiconą etykietą. Ale po kolei! Na krawatce znajdziemy rok 1581 - wtedy to cesarz Rudolf II Habsburg pozwolił browarowi na produkcję piwa. Co więcej - zezwolił nawet na użycie wizerunku swojej cesarskiej korony jako części logotypu producenta. Rysunek korony znajdziemy teraz na głównej etykiecie. Co tam jest jeszcze? Kilka wizerunków medali i trochę marketingowego bełkotu. Na kontretykiecie poza podstawowymi informacjami, takimi jak warunki przechowywania, data ważności i skład, zobaczymy coś co wyjaśnia bardzo słaby smak piwa (tak, spróbowałem to piwko, zanim skończyłem pisać akapit o wyglądzie zewnętrznym). Mianowicie Krušovice jest produkowane przez koncern Heineken, dokładnie od lipca 2007 roku. Szkoda, bo może przed tą datą smakowało lepiej...


    Od środka:

    Piwko już zaraz po przelaniu do mojej nowej turbo-szklanki straciło swoją pianę, pomimo tego że jest dość nieźle nasycone. W kolorze trochę taki wyblakły złoty, żeby nie powiedzieć słomkowy, przypominający trochę kolorystykę etykiety. W zapachu nieciekawe, nie pachnie ani chmielem, ani słodem, tylko czymś dziwnym. Czymś co charakteryzuje polskie piwa z niższej półki, chociaż jeszcze nie wiem co to konkretnie jest. Pozostał nam smak. Ten również nie zaskakuje - znowu nie czuć charakterystycznego, piwnego smaku. Krušovice smakuje jak woda - ni to gorzkie, ni "piwne", bardzo przeciętne i mało-odkrywcze...

    Podsumowanie:

    Reasumując - Krušovice niczym nie zaskakuje. W moim odczuciu jest poniżej poziomu mojej akceptowalności. Jeżeli miałbym po niego jeszcze kiedyś sięgnąć, to tylko po to, żeby się upewnić, że nie stało się tak, że akurat mój egzemplarz był trefny. Ale na to, że wybiorę je kiedyś jeszcze raz, to raczej się nie zanosi. Zastanawia mnie jeno, czy to musi być tak, że jeżeli dane piwo jest towarem eksportowym, to musi być od razu kiepskie? Czy to wynika z dużych możliwości produkcyjnych koncernowego browaru? Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane odpowiedzieć na to pytanie. Niestety, ale dla mnie Krušovice smakowo nie zasługują na więcej niż 2 - 2.5 kufelka. Jedyne co mogę zrobić to dorzucić 0.5 za naprawdę ładne opakowanie. W sumie - 3 kufelki i niesmak w ustach...



  • poniedziałek, 23 stycznia 2012

    Poutnik Special 14% - "All is well where beer is brewed"

    Szybki rekonesans w moich piwnych zapasach wyłonił dzisiejszego bohatera - wędrowcę Poutnika z browaru o tej samej nazwie. Żeby nie przedłużać, bo dalsze sekcje będą dzisiaj obfitsze w doznania, przejdę od razu do rzeczy.

    Jak to zazwyczaj mam w zwyczaju, pierwsze co robię zbierając się do wstępu, to sięgam na stronę producenta. Zawsze chcę zobaczyć, czy komuś kto jest po drugiej stronie zależy przynajmniej tak bardzo, żebym wypił jego piwo, jak mi żeby je opisać. Dzisiaj muszę przyznać, że przeżyłem miłą niespodziankę. Może strona nie jest tak bogata jak ta Samuela Adamsa ani ta Bernarda, ale ma to, czego zawsze szukam - krótką notkę o historii i teraźniejszości browaru, listing wszystkich produktów i przede wszystkim tłumaczenia! Tak bardzo mi ich brakowało na stronach rosyjskich, ukraińskich i przede wszystkim słowackich, a jakoś tak się składa, że do tej pory chyba na każdej czeskiej mogłem się bez problemu przełączyć na wersję angielską. Na stronie Poutnika dodatkowo na dzień dobry dostajemy półnagą Panią, która wita wszystkich miłośników piwa. Ja czuję się należycie przywitany :)


    All is well where beer is brewed

    Tak ponoć (bo nigdzie indziej nie znalazłem o tym informacji) mówi czeskie przysłowie. Od tego zaczyna się historia browaru, produkującego Poutnika. Po resztę - zapraszam Was tutaj.

    Fakty:

  • 14% ekstraktu, 5.8% alkoholu
  • Niepasteryzowane!
  • S bohatou pěnou (czytaj dalej!)


    Z zewnątrz:

    Jeszcze rok temu, zanim zacząłem prowadzić tego bloga, pewnie nie sięgnąłbym po to piwo na sklepowej półce. Wyglądałoby trochę zbyt prosto i smutnie. Smukła, brązowa butelka, etykiety w złocie i srebrze z małym dodatkiem czerwieni. Jednak prowadzenie Jasnego Pełnego sprawiło, że teraz byłoby to jedno z pierwszych piw, które bym na tej półce zauważył. Bo może faktycznie etykiety wyglądają smutnie, ale przez to domowo. Widać, że to piwo nie jest produkowane przez koncern, tylko przez jakiś niewielki browar, który ma szansę dobrze rokować, jeśli chodzi o smak piwa.
    Ale do rzeczy - browarek nazywa się Poutnik - podobnie jak browar, który go produkuje. Z przedniej etykiety wyczytamy, że jest to tradycyjne piwo z wyżyn (zachodni kraniec wyżyny Czesko-Morawskiej). Zobaczymy też, że ma 14% ekstraktu. Szybki rzut oka na stronę internetową pozwoli nam stwierdzić, że 14% gatunek piwa jest produkowany tylko na Boże Narodzenie, Wielkanoc i specjalne okazje - zaczyna mi się to coraz bardziej podobać! Gdybym sam był piwowarem, to na pewno produkowałbym różne piwka na różne okazje - inne byłoby na gorący, wakacyjny urlop, a inne na chłodne (bo styczniowe) imieniny.
    Dalej - z etykiety wita nas poutnik (czyli wędrowiec) z napisem pelhřimov (z początku myślałem, że oznacza to pielgrzym, ale jak się okazało to nazwa miejscowości, w której Poutnik jest produkowany) oraz z datą 1552 - to rok, w którym miasto Pelhřimov dostało pozwolenie na produkcję złocistego trunku. Na przedzie zobaczymy też medale z 2007, 2008 i 2009. Niestety na ich stronie internetowej nie ma nic o tym wspomnianego, więc nie wiem czy to coś znaczącego w historii tego piwka, czy raczej jakiś niszowy konkurs.
    Zagadką dla mnie pozostaje obrazek na krawatce - beczka z trzema narzędziami (łopatą, i dwoma innymi, których nie potrafię rozpoznać). Z szybkiego rekonesansu wynika, że nie jest to powiązane ani z historią miasta, ani browaru - co to może być?
    Z tyłu raczej standard - piwo typu pilzneńskiego (jak wiele w Czechach) z bogatą pianą (koniecznie czytaj dalej!) i wyraźną goryczką. Niepasteryzowane. W składzie znajdziemy m.in. cukier, chmiel, oraz chmielowy ekstrakt. Ciekawe dlaczego zdecydowali się na połączenie dwóch ostatnich składników...


    Od środka:

    Piwko zaraz po otwarciu wydaje donośny syk - to zwiastun mocnego nasycenia trunku. I tak jest w rzeczywistości! Po przelaniu trunku do szklanki pojawia się śliczna, gruba, puchata, biało-szarawa piana, która ani myśli opaść! Po dobrych 5 minutach dalej utrzymuje się na piwie, niesamowicie radując moje oczy - jak ja długo musiałem czekać na taką pianę! Ktoś kto "prenumeruje" wpisy w moim blogu zauważył pewnie, że obok "koncernowości", to brak piany lub jej mizerność jest tym co doskwiera mi najbardziej. A tutaj? W szklance mam z milion bąbelków, które wkładają masę trudu w to, żeby utrzymać tą białą powłokę, oddzielającą je od świata zewnętrznego. Trzeba im przyznać, że to zadanie wykonują na 6+!

    Jeśli chodzi o zapach, to jest bardzo delikatny, może trochę za bardzo. Mam nadzieję, że się mylę, ale wydaje się troszkę uderzać spirytusem.

    Smak jest podobny - bardzo przyjemny, ale troszkę za mało wyrazisty jak na moje podniebienie. I chociaż każdy łyk zostawia przyjemny i nienachalny smak w ustach to niestety nie czuć tej "wyraźnej goryczki", którą zachwalano na opakowaniu. Nie zmienia absolutnie faktu, że każdy łyk Poutnika przełyka się z niekłamaną przyjemnością. Brakuje jednak tego czegoś - tego co wyróżniłoby dzisiejszego bohatera od innych browarków.
    Pewnie wypada mi jeszcze wspomnieć o kolorze - jasnozłoty, raczej standardowy.


    Podsumowanie

    Jestem przekonany, że Poutnik jest piwem uniwersalnym, które jest w stanie zadowolić zarówno żeńską (pod warunkiem, że akceptuje niesmakowe piwa), jak i męską część piwnej społeczności. Z jednej strony jest mało-gorzki, idealny w upalny, letni dzień. Z drugiej strony nie wierzę, żeby znalazł się chłop, który nie doceniłby tej piany! Chociaż smak tego piwa mnie nie powala i nie ukrywam, że po przeczytaniu tylnej etykiety miałem nadzieję na coś więcej, to jednak ta piana, szczególnie w kontekście kilkunastu ostatnich piw, które opisałem i piany były w zasadzie całkowicie pozbawione, wystarcza żebym Poutnikowi przyznał moją rekomendację. Wiem jednak, że jeżeli kiedyś będę przeglądał swój ranking i zobaczę na nim dzisiejszego bohatera, to nie będę w stanie od razu powiedzieć za co ta rekomendacja została przyznana, bo zwyczajnie nie będę pamiętał smaku tego piwa (tak jak do tej pory pamiętam smaki wszystkim piw z czołówki mojej listy!). Stąd ocena - 7 kufelków i pół rekomendacji Mariana! :)


  • wtorek, 10 stycznia 2012

    Słowacki Popper + wtorkowa dawka Marianowej poezji :)

    Dzisiaj zamiast piwno-browarowego wstępu zdecydowałem się na małe podsumowanie. Nie będę podsumowywał mojego bloga, bo na to jeszcze za wcześnie (postanowiłem sobie, że zrobię takowe po roku od odpalenia, albo po 50 opisanych browarkach), ale za to sytuację piw regionalnych w Polsce. Do całego artykułu zapraszam na onet, ja tylko wypunktuję kilka ciekawych liczb:

  • 10% - o tyle regionalne browary zwiększyły swoją sprzedaż w ubiegłym (2011) roku
  • 2% - o około tyle wzrosła łączna sprzedaż piwa w Polsce
  • 47% - tyle piwoszy woli piwa regionalne od koncernowych
  • 5% - tyle piwoszy w ogóle nie sięga już po koncerniaki!!
  • 10 - tyle nowych piw wprowadziła w tym roku grupa Żywiec (w większości są to piwa niepasteryzowane, koźlaki i browarki pszeniczne). Tym samym "stajnia Żywca" dobiła do 30 trunków!
  • 90% - procent całości piwnego rynku, jaki zajmują lagery (jasne pełne)

    I zdanie podsumowania:
    W Polsce nie ma już miejsca na nowe lagery. Przy tak dużym nasyceniu rynku każde kolejne piwo jasne pełne odebrałoby udziały tym istniejącym. Dlatego duże firmy, chcąc się rozwijać, muszą inwestować w piwa niszowe – uważa piwoznawca Maciej Chołdrych.

    Jego zdaniem Polska pójdzie w ślady takich krajów jak Niemcy czy Belgia, gdzie oferta piw jest znacznie bogatsza.


    Mi nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że powyższe słowa się spełnią i że za wzrostem ilości nowych piw niszowych, wzrośnie również ich jakość (myślę w tym momencie o tych "niszówkach", które będą produkowane przez koncerny). A może i przy okazji stare, utarte lagery się też nieco poprawią? Sam w to raczej nie wierzę :)


    Fakty:

  • Browar o tej samej nazwie co Piwko - zlokalizowany w miejscowości Bytča nad rzeką Váh
  • 12% ekstraktu, 5% alkoholu
  • Piwo nie istnieje na stronie internetowej producenta...

    Z zewnątrz:

    Popper Premium rozlewany jest do standardowych, brązowych butelczynek. Sprawiają wrażenie nieco smuklejszych od tych polskich - nie mają charakterystycznej dla krajowych koncerniaków półeczki pod szyjką, na której w magazynach hipermarketów zbiera się tona (albo i dwie!) kurzu (kolejny powód, dla którego piwka z minibrowarów są lepsze :P). Dzisiaj nietypowo zacznę od kontretykiety. Jej "ascetyczność" mnie powaliła. Jest szalenie poprawna, bo przedstawia wszystko to co musi na niej być - skład, producenta, datę ważności, woltaż - ale ja, gdybym był producentem, albo osobą odpowiedzialną za marketing takiego piwa, postarałbym się bardziej. Szybki rzut oka na ubogą stronę na Wikipedii wystarczyłby mi, żeby znaleźć co najmniej kilka informacji wartych umieszczenia na etykiecie piwa. Dla mnie - marketingowiec do zmiany! Z przodu sprawa ma się nieco lepiej - umieszczono symbole z godła miasta na tle Bytča-ńskiego zamku - otoczonego najprawdziwszą fosą! Na tym kończy się oryginalność - reszta to nazwa piwa, producenta i ilość % ekstraktu, tyle... Do tego mimochodem dorzucona data powstania browaru (1604), jednak znaleźć coś o tym w sieci jest naprawdę ciężko. Ogólne wrażenie etykiet - bardzo kiepskie.


  • Od środka:

    Otwierając dziś Poppera,
    Dech w mej piersi wnet zapiera,
    Myślę sobie - czy to ten?
    Może ziści się mój sen?

    W końcu znajdę dawny smak!
    Lecz nie dzisiaj - to nie tak...
    Piany Popper żadnej nie ma,
    Gaz to jedna wielka ściema,
    Kolor ładny, jasnozłoty,
    Ale w smaku - co za psoty!
    Toż to nuta z igieł jodły,
    Popper w smaku nie jest podły,
    Nawet warty polecenia,
    Choć goryczki - ani cienia...

    Muszę jeszcze pospozierać,
    Różne piwka pootwierać,
    W końcu znajdę to jedyne,
    Lecz nie dzisiaj, dziś odpłynę,
    Przy średniaku ze Słowacji,
    Szukać piwnej, złotej stacji.

    Podsumowanie:

    Na wstępie podsumowania - jeżeli zastanawiacie się czy piłem coś przed Popperem, że wyszło mi coś tak zajefajnego i to w 15 minut, odpowiem - nie! To chyba po prostu mój wrodzony talent, który zaskoczył mnie dzisiaj co najmniej tak bardzo jak Was :). Ale wracając do tematu - Poppera piło mi się bardzo przyjemnie, chociaż nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest bardzo "płaski". Czuć w nim dużo wody, ALE mimo to nie jest to odrzucające. Piwko nie smakuje jak rozcieńczane, ale jakby było na bazie dobrej, źródlanej wody (chociaż patrząc na mapę, gdzie znajduje się Bytča, jest to bardzo mało prawdopodobne). Generalnie - w smaku jest dość podobny do Almazy i na pewno warty spróbowania w gorący, letni dzień, chociaż najbardziej wygórowanych, piwnych żądań pewnie nie zaspokoi. Ode mnie 7 kufelków, bo już zawsze będzie mi się kojarzyć z moim piwnym pseudo-limerykiem :)