czwartek, 14 marca 2013

Kolaboranci - Shark

W poprzednim odcinku zacząłem nieco więcej pisać o chmielach (akurat ostatnio trafiają mi się piwa, w których na ich brak nie mogę narzekać) - wtedy akurat była to krótka pogadanka o chmielu Cascade. Tym razem będzie kilka słów o tych które siedzą w dzisiejszym bohaterze:

Chmiel Citra jest stosunkowo młodym chmielem. Został wyhodowany w 2007 roku z połączenia chmieli Hallertauer Mittelfrüh, Tettnager, East Kent Golding i innych (ale głównie to te trzy). Używa się go zarówno do chmielenia dla aromatu, smaku, goryczki, jak i na zimno. Ciężko wymienić wszystkie aromaty i smaki, które dzięki niemu można uzyskać, chociaz głównie krążą one wokół owoców tropikalnych - cytrusów, grejpfrutów, winogron, mango, ananasów, brzoskwiń, liczi itp. itd.

Drugim z chmieli jest chmiel Chinook. Ten został wyhodowany przez Departament Rolnictwa USA w 1985 z połączenia chmielu Petham Golding z takim, który przez wspomniany departament został określony numerem 63102. Używa się go głównie do wszelakich amerykańskich pale ale'i, jak również piw ciemniejszych, włączając Portery, Stouty i Barley Wine. Uzyskują one dzięki temu aromaty przypraw, ziół, herbaciane, czy w końcu sosnowe.


Fakty:

  • 11.6% ekstraktu, 4.9% alkoholu
  • Gatunek: American Pale Ale
  • Browar: Kopyra & Widawa
  • Niepasteryzowane, niefiltrowane
  • Cena: 9zł (z tego co pamiętam)

  • Z zewnątrz:

    Shark to kolejne piwo od Kolaborantów, rozlewane do małych bączków z czarnym kapslem. Na jedynej etykiecie, umocowanej tak że pewnie znowu nie uda mi się jej ściągnąć żadnymi konwencjonalnymi metodami, znajdziemy czarnego rekina - takiego trochę jakby przetartego, na żółto-pomarańczowym tle (pewnie któraś z koleżanek byłaby w stanie celniej określić nazwę tego koloru. Na moje męskie oko to jest dokładnie żółto-pomarańczowy :)). Nieco z boku są parametry piwa (opisane powyżej), jego skład (słód jęczmienny pale ale, jęczmienny monachijski, pszeniczny i słód zakwaszający, chmiele Chinook, Citra i Cascade, oraz drożdże US-05) oraz adres Rodzinnego Browaru w Chrząstawie Małej. Zaraz pod nazwą piwa mamy jeszcze określony jego "nieformalny" styl - Extremely hopped sunny ale. Czy taki rzeczywiście się okaże? O tym już za chwilę!


    Od środka:

    Bałem się, że z moim Sharkiem jest coś nie tak. Pod światło zauważyłem, że w butelce pływa nie tyle drożdżowy osad, ile całkiem spore kawałki, przypominające mikro chmurki. Na szczęście otwarcie butelki nie przyniosło żadnej eksplozji, a wręcz przeciwnie - powierzchnia piwa w butelce kompletnie nie przejęła się tym, że ktoś się do niej dobiera. Przelanie do pokalu ukazało mętną, ciemnozłotą treść piwa, zwieńczoną gęstą, białą pianą. I właśnie przy tej pianie chciałbym się przez chwilę zatrzymać, bo tak fantastycznej czapy dawno nie widziałem. Wyjątkowo gęsta, super trwała, wysoka - naprawdę świetna robota. Nawet kiedy w końcu już zaczyna odpuszczać, to ślicznie oblepia się na bokach naczynia i zostaje w postaci cienkiego kożuszka. W zapachu wyraźnie czuć błogą mnogość amerykańskich chmieli z mocno zaakcentowanym grejpfrutem, chociaż pierwszym "wyczutym" przeze mnie zapachem było mango. Początkowa żywiczność z czasem przechodzi w bardziej owocowe aromaty - ananasa, cytrynę i pomarańcz. Smak jest niezaprzeczalnie zdominowany przez goryczkę - nie wiem czy jest to te samo 98 IBU, co przy pierwsze warce, ale stwierdzenie, że "Kopyr zaczyna czuć jakąkolwiek goryczkę powyżej 40 IBU" okazuje się zdecydowanie prawdziwe. Na szczęście goryczka nie jest nachalna, ani ostra - pozostaje w ustach ale nie na jakoś przeraźliwie długo. Jest dokładnie taka, jaką lubię. I nawet nie przeszkadza mi to, że szczelnie przykrywa wszystkie inne smaki - dla mnie jest co najmniej OK!


    Podsumowanie:

    Po bardzo dobrym Kruku i Orce, która jednak moje klejnoty pozostawiła na miejscu, Shark jest trzecim piwem od Kolaborantów, które znalazło swoje miejsce na Jasnym Pełnym. I muszę przyznać, że to najbardziej "moje piwo" z tej trójki. Goryczka jest na takim poziomie, jaki ubóstwiam - siecze po języku, ale nie zasiada nam w gardle na resztę wieczoru. W zapachu cała masa przyjemnych aromatów (może tylko końcówka staje się nieco drożdżowa). Piana - nie da się o niej powiedzieć złego słowa. Etykieta - wystarczająco informacyjna i ładna. Cena - za wysoka. Zarzuty o diacetylu w piwie, które gdzieniegdzie zasłyszałem, na mój gust okazały się nieprawdziwe. Reasumując, nie pozostaje mi nic innego jak powitać pierwsze Kolaboranckie piwo w gronie tych rekomendowanych!




    1 komentarz:

    1. ciepła woda do środka (nie wrzątek) i etykietka ładnie odchodzi :)

      OdpowiedzUsuń