wtorek, 17 lipca 2012

La Chouffe i Pinta a'la Grodziskie - spontaniczna relacja z Omerty


Dziś na blogu nietypowe recenzje dwóch zupełnie odmiennych piw. Pomysł narodził się całkowicie spontanicznie. Na wczorajszym spotkaniu z moją dobrą koleżanką z pracy (która niestety już nas opuściła, gdyż realizuje swoje marzenia) po jednym wypitym koncernowym piwku zaproponowała drugie w Omercie, czyli lokalu doskonale znanym wszystkim miłośnikom piwa w jego najrozmaitszych smakach. Moja praca zawodowa nie pozwalała mi uczestniczyć w kilkukrotnych wyjściach Mariana i naszych znajomych do tej knajpki, co przełożyło się na moją ciągłą absencję w Omercie, a jednocześnie bardzo pozytywne wrażenie spowodowane wczorajszym spotkaniem z Klaudią właśnie w tym ciekawym miejscu. Stanęłyśmy przy długim barze z równie wielkim brakiem pomysłu na wybór konkretnego lanego browarka. Zapytałam więc miłej barmanki co nam dziś poleci. Zapragnęłyśmy czegoś jasnego, ciekawego w smaku. Zaproponowała nam degustację Pinty a’la Grodziskie. To było odkrycie! Klaudia została przekonana, ja natomiast miałam ochotę na coś mocniejszego, stąd barmanka odesłała mnie do drugiego baru. Tam barman polecił mi belgijskiego La Chouffe. I tak zadowolone usiadłyśmy na sofie w lokalu bez dymu. Dziękuję Klaudek za przemiłe spotkanie przy tak interesujących piwach! Oto co udało nam się wycisnąć z wypitych piw.


La Chouffe

Fakty:

- kraj: Belgia
- niefiltrowane, jasne piwo, które podlega drugiej fermentacji w butelce (pierwsza ma miejsce oczywiście w beczce)
- przyjemnie owocowe, przyprawione kolendrą o lekkim chmielowym smaku
- 8% alc./vol.
- oryginalny ekstrakt: 16 °Plato
- temperatura serwowania: 4 do 10°C (w butelce)
- cena: 13zł (Omerta)

A skąd się wziął sam browar? Pod koniec lat 70-tych dwóch szwagrów zdecydowało, że będą ważyć piwo w swojej własnej wytwórni. Ich pierwotny kapitał wynosił niecałe 5 tys. EURO, zapoczątkował on to, co fani browaru nazywają „Chouffe story”. Początkowo ważenie piwa miało być tylko ich hobby, lecz browar rozrastał się na tyle, aby poświęcić się mu w całości. Od początku istnienia największym odbiorcą tego belgijskiego piwa była Holandia, tak też zostało do dzisiaj.


Od środka: 

W zapachu intensywnie czuć zapach… wina musującego. Przyjemny, nie drażniący, a jednocześnie bardzo wyrazisty. Piana niewielka, niestety szybko opadająca. Kolor bursztynowy, nie klarowne, lekko mętne. Pierwsze łyki łączą się z zapachem dostarczając wrażenia picia lekkiego szampana, trudno dostrzec w nim walory typowego piwa. Tuż po przełknięciu piwka odczuwa się delikatne szczypanie na języku, co po raz kolejny przywodzi na myśl degustowanie szampana. Piwo to jest mało goryczkowe. Jak stwierdza Klaudia idealnie nadaje się dla kobiet, bo zdaje się być lekkim i stosunkowo słodkim. Dodaje, że jest lekko kwaskowate. Warto zauważyć, że jest dosyć mocno nagazowane. Pierwszy raz piłam tego typu piwo stąd zrobiło ono na mnie nie małe wrażenie, co więcej – wrażenie pozytywne. Dostaje ode mnie 7 kufelków.




Pinta a’la Grodziskie

Fakty:

- 2,6% alkoholu, 7,8% ekstraktu
- piwo górnej fermentacji
- Skład: słody Weyermann®: jęczmienny dymiony bukiem, pszeniczny, chmiele Lubelski (PL), drożdże Safbrew S-33.
- cena: 9zł (Omerta)


Od środka:

Kolor ciemno-słomkowy, zdecydowanie mętny. Piękna, wysoka piana, która wyrasta aż nad kufel. Zapach jest bardzo trudny do sprecyzowania, niezmiernie wyrazisty, a jednocześnie trudny do ujęcia w jakiekolwiek ramy. Klaudia niby w żartach określiła je słowami „pachnie wędzonym królikiem”. Smak jest idealnie kompatybilny z zapachem. Gdy często wąchamy piwa, zaskakuje nas jak bardzo rozbieżnie dwa nasze różne zmysły odbierają walory piwa. Tutaj natomiast zapach i smak idą w parze. Pinta podczas pierwszego łyku sprawia niesamowite wrażenie, smakuje wędzonką, pierwsze wypowiedziane przeze mnie słowa brzmiały „smakuje wędzoną szynką”. I rzeczywiście, wyraźnie uwidacznia się wędzony charakter piwa (o ile takowy w ogóle istnieje). Barmanka uprzedziła nas, że piwo to jest produkowane na bazie wędzonego zboża, z czym się ewidentnie zgodzę, choć pierwszy raz smakuję tego typu piwo. Podczas kolejnych łyków tak intensywne piwo o dziwo traci na wyrazistości i staje się płytkie smakowo. Nie czuję w nim kompletnie gryczki, staje się nijakie, choć wciąż czuć smak wędzonki. To piwo to zdecydowanie moje odkrycie! Tak dziwnego jeszcze chyba nie piłam, co świadczy tylko na plus, bo jest ono „jakieś”, niemożliwym jest pomylić je z jakimkolwiek innym. A chyba o to właśnie chodzi podczas tworzenia nowego gatunku? Za jego niepowtarzalność i oryginalność daję podobnie, jak poprzednikowi 7 kufelków.





Podsumowanie:


Oba piwa według Klaudii są świetną alternatywą dla kobiet preferujących piwa smakowe, z racji ich oryginalności smakowej oraz lekkości, co zaskakuje szczególnie w przypadku naszego belgijskiego przyjaciela, który posiada 8% woltażu. Podsumowując, spróbowanie tych dwóch piwek było niezmiernie ciekawym doświadczeniem ze względu na ich niespotykane walory zapachowe i smakowe. Pierwsze z degustowanych piw zostawia na dłużej wrażenia smakowe, natomiast drugie po pierwszym intensywnym wrażeniu nie zostawia po sobie nic, jedynie posmak wędzonki. Niemniej szczerze polecam wybranie się do Omerty i spróbowanie piw, których często nie mamy możliwości zdegustowania w zaciszu domowym, czy też w zadymionym pubie.



1 komentarz:

  1. Po raz pierwszy zetknąłem sie z la chouffe trzy lata temu.Od tego czasu "normalne"piwo przestalo mi smakowac.

    OdpowiedzUsuń