niedziela, 20 stycznia 2013

angielskie śniadanie - ESB od Pinty

Pierwszy raz z Angielskim Śniadaniem miałem styczność podczas eventu o nazwie Piwny Blog Day w Poznaniu, gdy rozpoczęła się już mniej oficjalna część w pubie Setka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to za piwo, ale niedługo po wejściu do knajpy zaczął uderzać mnie po nosie zapach świetnie przyprawionego jajka sadzonego z bekonem. Pachniało naprawdę smakowicie, a jakoś chwilę potem ktoś rzucił, że Śniadanie jest już na kranie. Szybko pospieszyłem po swoją porcję i wtedy zrozumiałem, że to właśnie ten Pintowy trunek jest sprawcą całego zamieszania.
To pierwszy ESB (Extra Special Bitter) na Jasnym Pełnym, więc może żeby dodać wartość edukacyjną do postu, opiszę nieco gatunek. Żeby w pełni zrozumieć czym jest ESB, trzeba się cofnąć o 2 kroki.

Bitter to nic innego jak angielska nazwa na ichniejszego pale ale, czyli standardowe, brytyjskie piwo górnej fermentacji. Alkoholowo jest stosunkowo słaby (3.2 - 3.8%), przy poziomie goryczki 25-35 IBU.

Special Bitter to nieco mocniejszy wariant bittera, zarówno w alkoholu, jak i goryczce. Wartości brzegowe to 3.8 - 4.6% woltów i 25-40 IBU. Nazywany jest również Best Bitterem, bądź Premium Bitterem.

Najmocniejszy z Bitterów to bezsprzecznie Extra Special Bitter. Ma 4.6 - 6.2% alkoholu i poziom goryczki sięgający nawet 50 IBU. Zazwyczaj mocno wyczuwalne są tu aromaty chmielowe. Można użyć większości odmian, chociaż najbardziej popularne są te brytyjskie. Znaczącą rolę odgrywa też zapach słodowy. Powinniśmy być w stanie odnaleźć tu również nuty karmelowe i owocowe, czasem siarkowe i alkoholowe. Smak powinien być spójny z aromatem, chociaż czasem odnajdziemy tu posmaki ziemiste, orzechowe, albo biszkoptowe. Generalnie, najistotniejsza w ESB jest ich pijalność - powinniśmy być w stanie z przyjemnością wypić więcej niż jedną butelkę. A czy tak jest w rzeczywistości? To się zaraz okaże :)


Fakty:

  • 5.3% alkoholu, 14% ekstraktu
  • Gatunek: Extra Special Bitter
  • Browar: "Piwo warzone i rozlewane przez Pintę w Browarze na Jurze (Zawiercie)"
  • Cena: Nie pamiętam, ale pewnie około 6 złotych

  • Z zewnątrz:

    Nazwa "angielskie śniadanie" nie wiedzieć czemu jest w całości napisana małymi literami. Już przy "stare ALE jare" zastanawiałem się skąd takie wariacje na temat rozmiarów liter. Teraz moja ciekawość jest jeszcze większa. Na butelce jest przyklejona tylko jedna etykieta, stanowiąc równocześnie etykietę główną i kontretykietę. Nazwa przesłania Big Bena, pod którym widnieje "order" Piwa Rzemieślniczego. Informacyjna część naklejki jest, jak zwykle w przypadku piw Pinty, naładowana ciekawostkami. Najważniejsze z nich to skład - słód Muntons Whole Blend Maris Otter, oraz słody pale ale, Caramunich i Carared. Chmiel to brytyjski East Kent Golding, drożdże Safale S-04. Brakuje mi tylko informacji o optymalnej temperaturze serwowania. Na pomoc na szczęście przychodzi BeerAdvocate, mówiąc że jest to 7-10C. Na koniec odrobina prywaty - strasznie boli mnie w etykietach Pinty to, że nie jestem w stanie ich odkleić. Od pewnego czasu stałem się birofilem, zbierającym wszystkie papierki z butelek, więc jeśli ktoś z Was ma sprawdzony sposób jak w małoinwazyjny sposób zdjąć etykietę z Pint - proszę o pomoc :)


    Od środka:

    Marian
    Monia
    To co od razu rzuca się w oczy po przelaniu piwa do szklanki, to przepiękny, klarowny, miedziany kolor przykryty beżowo-kremową pianą. Cała zawartość wygląda tak, że człowiek najchętniej od razu rzuciłby się, żeby schrupać to Śniadanko. W zapachu dominuje żywiczność. Aromaty są niesamowite! Gdzieś z tyłu próbuje przebijać się aromat słodowy i jakieś owocki, chociaż nie podjąłbym się wymienienia ich z nazwy. Każdy łyk pozostawia na ścianach szklanki pianowe plamki, a w ustach dość intensywne uczucie goryczki. Nie jest ona przeszkadzająca, wręcz przeciwnie – przyjemnie kontrastuje ze słodkawym (ale nie słodowym) zapachem Śniadania. W smaku znajdziemy też głęboko schowane nuty kwiatowe i owocowe.
    Piękny, rubinowy kolor piwa jest nośnikiem cudownie kremowej, gęstej piany w kolorze wyrazistego beżu. Po zakręceniu kuflem ładnie się wzburza, ale całkiem szybko opada pozostawiając ażurową, bąbelkową powierzchnię. Zapach piwa jest bardzo mocny i „jakiś”, ale jaki? Na mój niefachowy nos piwosza to zew natury, flory, leciutko słodki, ale zdecydowanie nie dominująco. A smak! To jest właśnie piwo, które ma charakter. Wyrazista goryczka, ale połączona z aromatem mocniejszych trunków, czy to spirytus, czy wódka? A może po prostu doszukuję się najbardziej zbliżonych dla mnie smaków nie potrafiąc inaczej określić tego, co czuję podczas degustacji tego „śniadanka”? Pewnym jest, że piwo to jest mocne w smaku, gorzkie i… no właśnie, nie umiem określić „tego czegoś”, co określa jego charakter. Zdaję sobie sprawę, że Angielskie Śniadanie jest piwem o mocnym charakterze, wyjątkowym i mało spotykanym profilu, jednak to kompletnie nie moja półka smakowa.


    Podsumowanie:

    Marian
    Monia
    Nie znam genezy nazwy tego piwa. Nie wiem kto to wymyślił i nie wiem ile kufli musiałbym wypić, żeby wpaść na dwa słowa, które tak fantastycznie oddadzą to, co Angielskie Śniadanie kryje w sobie. Z jednej strony pożywność i apetyczność tego trunku jest taka, że aż ciężko to opisać – człowiek autentycznie czuje, jakby z każdym łykiem sięgał po kęs ulubionej jajecznicy na boczku. Z drugiej strony, piwo jest nieprzeciętnie pijalne i sesyjne. Nie miałbym najmniejszego problemu, spędzając przy kuflu Śniadania 2 godziny, jak przy solidnie zastawionym, weekendowym stole u rodziców, gdzie co chwila się wraca, żeby jeszcze czymś się „dopchać”. Wiem, że to wszystko brzmi mało prawdopodobnie, więc nie pozostaje mi nic innego, jak serdeczne zaproszenie Was do samodzielnej degustacji. Zdecydowanie warto! Sami przekonajcie się, jak wiele pysznej magii może kryć w sobie gatunek Extra Special Bitter. Dla mnie ocena jest banalnie prosta – 9 kufelków (tylko po to, żeby zostawić nieco rezerwy na Atak Chmielu) i bezcenna rekomendacja. Angielskie Śniadanie to zdecydowany must-try dla każdego, kto szuka wyjątkowych smaków w piwie.
    Czy wypiłabym takie piwo na śniadanie pod Big Benem? Zdecydowanie nie. Przed degustacyjne zachwyty Mariana wpłynęły na to, że przyjrzałam się temu piwu z bliższa, sprawdzając, czy i mi posmakuje równie bardzo. Ale ile osób, tyle smaków, upodobań, gustów. Nie przemawiają do mnie jego walory, co więcej, skłaniam się ku odpowiedzi „nie” na pytanie, czy mi smakuje. Wypicie więcej niż kilku łyków nie sprawia mi przyjemności, stąd jedynie 3 kufelki. Wybacz Marianku.





    6 komentarzy:

    1. aktualnie to moje ulubione piwo i bardzo się cieszę że w sprzedaży jest kolejna warka. Co do etykiet Pinty to przeczytałem gdzieś na forum że trzeba wlać do butelki gorącej wody i poczekać chwilę, sprawdziłem i rzeczywiście działa, wlałem trochę zimnej i dolałem powyżej etykiety wrzątku, po minucie etykietę można było odkleić.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dzięki wielkie! Na pewno przetestuję ten sposób! :)

        Usuń
    2. A ja chciałam się podzielić piwną ciekawostką: http://www.portalmaturzysty.pl/aktualnosci/piwo-na-zajeciach---tak-studiuje-sie-w-lomzy,1326,1.html

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Pięknie! Szkoda, że nie dało się tak zaliczyć Analizy Matematycznej na UJocie :)

        Usuń
    3. Prawie jak moje Ruby Red Ale :D:D:D

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie no Paaanie! Myślisz, że po co zostawiłem jeden kufelek zapasu? To specjalnie na Atak Chmielu i Twojego Ruby Red Ale :D

        Usuń