Ostatnio pojawiły się głosy, że moi czytelnicy chcieliby być na bieżąco z tym co dzieje się na blogu. Właśnie dodałem możliwość subskrypcji postów i komentarzy przy użyciu RSSa. Mam nadzieję, że to będzie odpowiadać Waszym wymaganiom! Nie wahajcie się zostawić jakichkolwiek problemów, pytań czy wątpliwości w komentarzach do postów.
Święta Bożego Narodzenia poza oczywistymi walorami, czyli spotkaniu z rodziną i wsunięciu całego talerza najlepszego na świecie kiszonego barszczu mojej mamy, mają też szereg innych zalet. Jedną z nich jest na pewno chwila czasu, pozwalająca na odświeżenie swoich piwnych zapasów i wybranie z nich jednego z ostatnich bohaterów tego roku – Velkopopovickego Kozla o 12% ekstraktu (warto to podkreślić, bo właśnie na tej zasadzie wprowadzono rozróżnienie „Kozłów” z Pivovaru Topvar. Nazwa robocza dzisiejszego browarka to Premium. Kolejne poznacie na pewno przy okazji moich kolejnych wpisów).
Nie wiem czy wspominałem już o tym przy którymś z wcześniejszych opisywanych piwek, ale podczas ostatnich wakacji na Słowacji poczyniłem ciekawą obserwację. W tamtejszych sklepach można kupić w zasadzie dwa główne rodzaje piw (przynajmniej w tych ogólnodostępnych sklepach, które zauważa przeciętny turysta) – o zawartości ekstraktu równej 10% i 12%. Większość próbowanych przeze mnie piw z pierwszej grupy miało bardzo jednolity, podobny do siebie, „płaski” smak, natomiast prawie każdy browarek z grupy drugiej, niósł ze sobą coś ciekawego – albo jakąś nową nutkę zapachową, albo jakiś wyjątkowy, niespotkany wcześniej smak. Z tej właśnie przyczyny bardzo się cieszę, że dzisiaj z moich zapasów udało mi się wygrzebać wersję 12%. Mam nadzieję, że w nim też znajdę coś „świeżego”.
Ostatnia ciekawostka we wstępie – w tym, albo w zeszłym roku (a przynajmniej wtedy zauważyłem go w sklepach), producent Kozel-a wprowadził na rynek wersję pośrednią 10% i 12% - Kozel-a 11%. Ciekawy jestem bardzo, czy ów trunek powstał przez pomieszanie obu piwek, czy podobnie jak wartość niewpisująca się w dwugrupowy rynek słowackich piw, przyniesie ze sobą miłą odmianę. Rozmyślania te na pewno znajdą swój koniec w jednym kolejnych wpisów, ale wcześniej czekać mnie będzie musiała wycieczka do naszych południowych sąsiadów, bo z szybkiego rekonesansu wynika, że jedenastki nie posiadam w swoim obecnym zbiorze…
4.8% alkoholu, 12% ekstraktu
Pivovary Topvar z miejscowości Velky Saris
1.39 jewro w słowackiej Billi
Kapsel jest skutecznie zapakowany w czerwone złotko – coś czego (stali „czytacze” mojego bloga mogą pominąć najbliższe zdanie) strasznie nie lubię. Nie ma nic gorszego niż pooklejana zaschniętym klejem szyjka butelki, którą przykładamy do ust.
Kontretykieta niesie ze sobą dokładnie tyle informacji ile powinna – krótką historię piwa, nazwę producenta, skład i datę ważności. Przeczytamy tam, że smak Kozel-a zawdzięczamy specjalnym czeskim gatunkom słodu, oraz recepturze która ma już prawie półtora wieku (jak łatwo się domyślić i jedno i drugie pochodzi z Velkych Popovic).
W smaku czuć bardzo mocne naleciałości Pilsnera Urquella – absolutnie nie mówię, że to źle! To przecież jedno z moich ulubionych piw. Jednak po każdym łyku, razem z charakterystyczną pilzneńską goryczką idzie również jakieś „zmętnienie” – coś co nie pozwala się delektować każdym łykiem Kozel-a i coś co sprawi, że najprawdopodobniej to piwko nie utkwi w mojej pamięci na długo…
Święta Bożego Narodzenia poza oczywistymi walorami, czyli spotkaniu z rodziną i wsunięciu całego talerza najlepszego na świecie kiszonego barszczu mojej mamy, mają też szereg innych zalet. Jedną z nich jest na pewno chwila czasu, pozwalająca na odświeżenie swoich piwnych zapasów i wybranie z nich jednego z ostatnich bohaterów tego roku – Velkopopovickego Kozla o 12% ekstraktu (warto to podkreślić, bo właśnie na tej zasadzie wprowadzono rozróżnienie „Kozłów” z Pivovaru Topvar. Nazwa robocza dzisiejszego browarka to Premium. Kolejne poznacie na pewno przy okazji moich kolejnych wpisów).
Nie wiem czy wspominałem już o tym przy którymś z wcześniejszych opisywanych piwek, ale podczas ostatnich wakacji na Słowacji poczyniłem ciekawą obserwację. W tamtejszych sklepach można kupić w zasadzie dwa główne rodzaje piw (przynajmniej w tych ogólnodostępnych sklepach, które zauważa przeciętny turysta) – o zawartości ekstraktu równej 10% i 12%. Większość próbowanych przeze mnie piw z pierwszej grupy miało bardzo jednolity, podobny do siebie, „płaski” smak, natomiast prawie każdy browarek z grupy drugiej, niósł ze sobą coś ciekawego – albo jakąś nową nutkę zapachową, albo jakiś wyjątkowy, niespotkany wcześniej smak. Z tej właśnie przyczyny bardzo się cieszę, że dzisiaj z moich zapasów udało mi się wygrzebać wersję 12%. Mam nadzieję, że w nim też znajdę coś „świeżego”.
Ostatnia ciekawostka we wstępie – w tym, albo w zeszłym roku (a przynajmniej wtedy zauważyłem go w sklepach), producent Kozel-a wprowadził na rynek wersję pośrednią 10% i 12% - Kozel-a 11%. Ciekawy jestem bardzo, czy ów trunek powstał przez pomieszanie obu piwek, czy podobnie jak wartość niewpisująca się w dwugrupowy rynek słowackich piw, przyniesie ze sobą miłą odmianę. Rozmyślania te na pewno znajdą swój koniec w jednym kolejnych wpisów, ale wcześniej czekać mnie będzie musiała wycieczka do naszych południowych sąsiadów, bo z szybkiego rekonesansu wynika, że jedenastki nie posiadam w swoim obecnym zbiorze…
Fakty:
Z zewnątrz:
Velkopopovicky Kozel w wersji Premium (12% ekstraktu) wygląda naprawdę ładnie. Jest to piwo, które zdecydowanie przyciągnęłoby moją uwagę na sklepowej półce. Etykieta główna i krawatka jest utrzymana w złoto-czerwono-brązowej barwie i nie jest przeładowana nadmiarem informacji. Z przodu znajdziemy też prawdziwą Velkopopovicką kozicę! Albo kozła – ciężko powiedzieć, bo obrazek jest tylko od pasa w górę. Kozioł (albo kozica) trzyma przed sobą duuuży kufel złocistego trunku, przykrytego obfitą białą pianą i już na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że jest z tego faktu bardzo zadowolony (albo zadowolona, jeśli to kozica).Kapsel jest skutecznie zapakowany w czerwone złotko – coś czego (stali „czytacze” mojego bloga mogą pominąć najbliższe zdanie) strasznie nie lubię. Nie ma nic gorszego niż pooklejana zaschniętym klejem szyjka butelki, którą przykładamy do ust.
Kontretykieta niesie ze sobą dokładnie tyle informacji ile powinna – krótką historię piwa, nazwę producenta, skład i datę ważności. Przeczytamy tam, że smak Kozel-a zawdzięczamy specjalnym czeskim gatunkom słodu, oraz recepturze która ma już prawie półtora wieku (jak łatwo się domyślić i jedno i drugie pochodzi z Velkych Popovic).
Od środka:
Już w zapachu Kozela czuć wyraźną, charakterystyczną dla piw z Pilzna goryczkę. Zapewne jest to spowodowane jakimś specjalnym rodzajem chmielu, który jest dodawany do większości browarków, produkowanych w czeskim Plznenskym Prazdroju. Zapach nie jest jednak tak esencjonalny, jak w ich najbardziej znanym trunku – Pilsner Urquell, pozostawiając równocześnie trochę miejsca na aromat „słowacki”. Ciężko mi określić czym to jest spowodowane, ale większość piw, kupowanych na Słowacji, zaraz po otwarciu ma coś bardzo podobnego w zapachu (warto tutaj zauważyć, że mój Kozel pomimo swoich czeskich korzeni rozlany był w słowackiej miejscowości Velky Saris). Po przelaniu do szklanki, okazuje się, że piwko ma ładny złoty kolor, idący nieco w barwy etykiety. Fanów białej, puszystej i długo utrzymującej się pianki muszę zmartwić – po chwili nie zostaje nawet szarawy osad. Przestają również lecieć bąbelki CO2.W smaku czuć bardzo mocne naleciałości Pilsnera Urquella – absolutnie nie mówię, że to źle! To przecież jedno z moich ulubionych piw. Jednak po każdym łyku, razem z charakterystyczną pilzneńską goryczką idzie również jakieś „zmętnienie” – coś co nie pozwala się delektować każdym łykiem Kozel-a i coś co sprawi, że najprawdopodobniej to piwko nie utkwi w mojej pamięci na długo…
10% bywają płaskie ale tylko te koncernowe. Z resztą 12% nie są pod tym względem dużo lepsze. Moim zdaniem jeżdzenie po obczyźnie dla piw które są słabsze od naszych polskich to trochę marnotrastwo czasu i wątroby.
OdpowiedzUsuńJa nie powiedziałem, że jeżdżę tam tylko dla piwa :) Słowackie Tatry uważam za dużo piękniejsze, a przede wszystkim, znacznie mniej zatłoczone niż nasze. Piwo jest tylko dodatkiem do wakacji :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o słowackie piwa koncernowe, to niestety nie mam jeszcze rozeznania, które piwa NIE są z koncernów, stąd biorę z półek sklepowych te, których po prostu jeszcze nie piłem - czy jesteś w stanie polecić mi jakieś okazy, którę muszę spróbować?
Dzięki za feedback!
No domyślam się, że stricto piwne wypady to nie były bo Słowacja to rynek wyjątkowo biedny. Obecnie są tam tylko 5 browarów z czego 3 koncernowe. Wśród nich moim zdaniem na uwagę załuguje tylko Urpiner, przyzwoite jasne i ciemne piwa na czeską modłę. Wybitnych smaków trzeba szukać w browarach restauracyjnych, szcczegolnie wybija się tu Kaltenecker, ale to juz południe kraju.
OdpowiedzUsuńBardzo solidna recenzja.
OdpowiedzUsuńMoja ocena piwka:
http://dlasmieszkow.blogspot.com/2012/09/alko-turysta-velkopopovicky-kozel.html