poniedziałek, 4 lutego 2013

Primator Exkluziv 16%

Dopplebocka, naszego dzisiejszego bohatera, ma charakteryzować solidna słodowość, ukryta pod grubą, białą, pianową czapą. Niektórzy twierdzą, że ten gatunek może być równie dobrze uznany jako posiłek w kuflu. Ja bym tutaj jednak nie szedł w tą stronę. Witryna producenta mówi, że szesnastka idealnie nadaje się na chłodniejsze miesiące, dostarczając energii podczas imprez plenerowych. Dopplebock jest podawany w cienkim szkle, w temperaturze 7-8 stopni Celsjusza i ma idealnie nadawać się do mięsa z indyka, lub cięższych potraw.

Fakty:

  • 16% ekstraktu, 7.5% alkoholu
  • Gatunek: Doppelbock
  • Browar: Primator w mieście Náchod (Czechy)
  • Pasteryzowane


  • Z zewnątrz:

    Smukła, brązowa i typowo czeska butelka. Na szyjce biało-żółto-złote aluminiowe coś, co na szczęście nie nachodzi na kapsel i nie tapla go w kleju. Kapsel biały z olbrzymią "szesnastką". Na stosunkowo ciemnej, mocno brązowej etykiecie głównej, rycina zamku w czeskim mieście Náchod. Na ciekawie wyglądającej imitacji listowej pieczęci znajdziemy herb tegoż miasta. Po bokach kilka medali (chyba, bo rozmiar liter - jeżeli to w ogóle litery - na nich umieszczonych skutecznie uniemożliwia mi bliższe określenie co to jest...). Strona producenta mówi o tym, że w 2008 roku w Londynie, przez czasopismo "Beers of the World" został uznany najlepszym lagerem na świecie. Ta sama strona mówi o nim per "dopplebock". Wyczuwam tu lekką nieścisłość :). Na kontretykiecie - kilkukrotnie powtórzony skład piwa, w kilku różnych językach. Za każdym razem tak samo mocno w oczy bije E300 - antyoksydant...



    Od środka:

    Marian
    Monia
    Chciałoby się powiedzieć – lager jak każdy inny, patrząc po tym jak ten Primator prezentuje się w szklance. Złoty kolor z małą ilością bąbelków gazu, biała, średniotrwała, drobnopęcherzykowa piana – nic nadzwyczajnego. W zapachu typowo lagerowe nuty słodowe, trochę szczypiące po nosie i... uwaga... banan! Nie wiem skąd i jakim cudem, ale w pewnym momencie uderzył mnie aromat zielonego banana. Pewnie to była jakaś pomyłka, albo chwilowa niedyspozycja, bo później nawet jak chciałem go znaleźć to się nie udawało, ale za to pojawiła się woń jeziora... Nie pytajcie... W smaku znajdziemy tu coś więcej niż w typowych „dwunastkach”, ale mimo to jego złożoność nie powala na łopatki. Jest goryczka, ale trochę uciążliwa, ostra i pieprzowa. Jest słód, ale szybko zastępowany goryczką. A po ogrzaniu się piwa, pojawiają się alkohole wyższe (fuzle). Poza tym jest niewiele...
    Ładny, miodowy kolor tafli pokrywa niewielka, gładka, lekko bąbelkowa piana w kolorze ecru. A co w zapachu? Nie wierzę temu co czuję, ale to jest najprawdziwsza ryba wędzona! Zapytacie, czy jadłam dziś rybę i faktycznie, jakbyście zgadli, w moim dzisiejszym menu pojawiły się jajka faszerowane pastą z anchois, które okazały się zwykłymi sardynkami, ale żeby do tego stopnia czuć to w piwie? Trzy poprzednie trunki degustowane dzisiejszego wieczora nie wmawiały mi, że są tuńczykami więc dlaczego teraz? Nie ma mowy, rybka musiała mieć swój udział w warzeniu tego piwa. Może to była jakaś „gruba ryba”? Śmiechy chichy, ale rybka lubi pływać, sprawdźmy zatem co tam w środku czai się za stwór. Och! Cóż za uderzająca gorycz i moc smaku! Ależ ciekawy bukiet. Po kolejnych łykach czuję wybitnie słodki posmak, niczym rozpuszczająca się w ustach czekolada. Nie wierzę jakie to przejście z wyczuwalnej goryczy do cukierkowatości. A może jednak to te dzisiejsze jajka?


    Podsumowanie:

    Marian
    Monia
    Kiedyś mój brat wysnuł teorię, że jeśli kupować piwo na Słowacji, to im więcej ekstraktu tym lepiej. „10 to się w ogóle nie da pić, same sikacze, które smakują tak samo! Za to 12! Och, to jest unikatowe”, cały czas brzmi mi to w głowie. Tym bardziej, że spróbowałem już masę „dwunastek”, które były tak samo słabe jak „dziesiątki” i kilka „dziesiątek”, które były lepsze od większości „dwunastek”. Ciekawy jestem co by powiedział po spróbowaniu Primatora 16%. Pewnie na początku by się zachwycił, że smakuje inaczej niż Smadny Mnich, czy Bażant – tu miałby rację, Primator nie jest sikowaty i ma zdecydowany i charakterystyczny profil smakowy. Ale pewnie potem, na drodze dyskusji doszlibyśmy do tego, że jednak ta goryczka na dłuższą metę staje się coraz mniej przyjemna. Nie rozpływa się w ustach, ale zalega tam powodując grymas na twarzy. Pewnie wymieniając coraz to różne piwa, trafilibyśmy na podobne, zaburzając tym samym teorię „unikatowości” bardziej ekstraktowych piw. I pewnie w końcu doszlibyśmy do wniosku, że Primator 16% jest piwem ciekawym, ale trochę męczącym i na następnych zakupach trzeba spróbować czegoś innego. On by pewnie dał 6 kufelków. Ja 4. Średnia – 5, po co drążyć temat? :)
    To piwo zaskoczyło mnie znacznie bardziej niż przypuszczałam. Sądziłam, że będzie płaskie w smaku, nijakie, zwykłe, a tu niespodzianka na miarę śniegu w grudniu, który zawsze zaskakuje polskich drogowców. Pierwsze kilka łyków dało mi całkowicie inne doznania, niż kolejne. Początkowy smak goryczki przeszedł w słodkość tak wyczuwalną, że całkowicie zmieniającą charakter Primatora. Lubię kiedy piwo jest jednolite w smaku, nie kuszące zbyt dużą ilością aromatów i nut smakowych. Ale to co zrobił ze sobą Primator całkowicie mnie porusza. Daję 5 kufelków za niebanalny bukiet i chęć sięgnięcia po kolejna butelkę.






    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz