środa, 6 lutego 2013

Orka Killer Whale

W moje ręce wpadł kilka dni temu nowy nabytek z duetu Kolaborantów z Widawy - Kopyra i Wojtka Frączyka. Ich nowe piwo to Orka w stylu Cascadian Dark Ale. Wokół samego stylu narosło wiele dyskusji, jak powinno się go poprawnie interpretować. Jedni są za nadanym przez Kolaborantów Cascadian Dark Ale, inni za równoznacznym Black IPA, a jeszcze inni za American Black Ale. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że wszystkie te określenia, opisują dokładnie ten sam gatunek - taka mała klęska urodzaju. Uczciwie muszę przyznać, że mi jest obojętne jaką nomenklaturę użyjemy przy tym piwie. Odpowiada mi zarówno ta zaproponowana przez Kolaborantów, jak i widzę dużo marketingowego sensu w nazywaniu go jednak jako Black IPA. Jeśli standardowy piwosz stanie przed listą piw, dostępnych na nalewakach w jakiejś knajpie, to dużo więcej mu chyba powie określenie BIPA (bo IPA wg mnie jest już u nas całkiem nieźle rozpoznawalna), niż ABA czy CDA. Ale reasumując - to tylko moje pseudo-marketingowe dywagacje, natomiast z chęcią pozwolę Orce obronić się samej :)


Fakty:

  • 6.2% alkoholu, 16% ekstraktu
  • Gatunek: Cascadian Dark Ale
  • Producent: Browar Kopyra & Browar Widawa
  • Niepasteryzowane, niefiltrowane
  • Cena: 8.50zł - Strefa Piwa, ul. Krowoderska 37 Kraków

  • Z zewnątrz:

    Orki są rozlewane do brązowych bączków - butelek o pojemności 330 ml. Kolorystyka etykiet przypomina mi trochę plakat jakiegoś krwawego horroru - całość utrzymana jest w czerni, bieli i żywej czerwieni. Na przedzie - nominalna Orka w stylu graficznym charakterystycznym dla indiańskiego plemienia (tak przynajmniej twierdzi Kopyr na swoim vlogu). Po prawej stronie etykiety mamy całkiem sporo tekstu. Mnie najbardziej urzekła optymalna temperatura podania - "Szanuj orkę, pij w temp. 10-14C". Poza tym mamy podany skład, a tam słody pale ale, monachijski, pszeniczny i pszeniczny czekoladowy oraz Caramunich. Chmielenie odbyło się tylko jednym rodzajem chmielu - Amarillo, więc możemy spodziewać się obecności cytrusów, a przede wszystkim grejpfrutów w smaku. Poza tym to raczej już standard. Na uwagę zasługuje jeszcze krótka data ważności (około 3 tygodnie, wynikające z faktu braku filtracji i pasteryzacji). Czas przystąpić do degustacji!


    Od środka:

    Orka w szklance wygląda niesamowicie - idealnie czarny płyn, przykryty bardzo gęstą, wręcz kremową, beżową pianą. Pierwszy niuch, jeszcze z butelki obnażył bardzo mocny aromat chmielu Amarillo - grejpfrut jest tutaj wyczuwalny bez najmniejszego problemu. Im dłużej wąchać, tym zapach staje się coraz bardziej palony i delikatnie czekoladowy. W smaku pierwsze łyki są zdominowane goryczką, osiadającą na ściankach przełyku. Tutaj cytrusy nie są już takie wyczuwalne, albo to paloność je skutecznie maskuje. Po stronie ciekawostek wypada zapisać to, że na wargach czuć oklejoną delikatną słodycz. A im dalej w szklankę, tym Orka staje się bardziej łagodniejsza - albo to zmysł smaku się przyzwyczaja, albo mocna goryczka i paloność nieco ustępują.


    Podsumowanie:

    Podsumowując piwo z gatunku Black IPA nie sposób uciec od porównania go z pierwowzorem tego gatunku w Polsce - Black Hope'm z AleBrowaru. Po które z tych piw bym sięgnął, mając je oba przed sobą? Muszę przyznać, że wybór padłby raczej na produkt Bartka Napieraja i spółki. Po pierwsze, w Orce brakuje mi trochę różnorodności smaku, do którego przyzwyczaił mnie Black Hope - jest tutaj masa goryczki, którą uwielbiam, dużo ciemnej paloności, którą lubię trochę mniej, ale w smaku brakuje mi trochę owocowości i dyć przeszkadza mi to wrażenie spłaszczania się treści w trakcie szklanki. Po drugie cena - mała butelka Kolaboranckiego piwa jest sporo droższa od dużej butelki AB. Nie przeszkadza mi to przy wyborze pojedynczej sztuki piwa, ale jeżeli miałbym wybierać któreś z nich kilka razy w miesiącu - mogłoby to zacząć odgrywać znaczącą rolę. Oba te punkty nie odbierają jednak Orce tego, że ona naprawdę smakuje nieźle i jestem przekonany, że bez problemu zadowoli wiele polskich podniebień. Was zachęcam do samodzielnej degustacji w najlepszych piwnych pubach (bo zdaję sobie sprawę, że wersję butelkową to już może być ciężko gdzieś dostać).




    1 komentarz:

    1. Piłem wczoraj i przedwczoraj, we Wrocławiu spokojnie można kupić butelkowane (ale to pewnie z racji bliskości browaru) - muszę powiedzieć, że bardzo dobre, mi nawet bardziej smakuje od Black Hope, no ale to kwestia gustu.

      OdpowiedzUsuń