poniedziałek, 25 lutego 2013

Haust - Ciemne Bock


Jakiś czas temu, również podczas Piwnego Blog Daya w Poznaniu, miałem okazję spróbować swoje pierwsze piwo z zielonogórskiego minibrowaru Haust. Była to Red AIPA, nieobecna jeszcze na Jasnym Pełnym. Nazwa browaru przez długie miesiące cały czas przewijała mi się, to przy jakiś piwnych rozmowach, to na innych blogach, to przy wspominaniu powyższego eventu. Tym chętniej, podczas mojej cotygodniowej wizyty w sklepie Strefy, wrzuciłem na ladę Ciemnego Bocka i Klasztorne z Hausta. Moją subiektywną opinię o pierwszym z nich macie okazję przeczytać poniżej. Serdecznie zapraszam!


Fakty:

  • 14% ekstraktu, 7.8% alkoholu
  • Gatunek: koźlak
  • Producent: Minibrowar Haust
  • Niepasteryzowane, niefiltrowane
  • Przydatność do spożycia - 14 dni

Z zewnątrz:

Butelka jaka jest każdy widzi na zdjęciu - tradycyjna, brązowa, bez żadnych charakterystycznych elementów, zwieńczona czarnym kapslem (chociaż tego na zdjęciu zapomniałem ująć). Na tejże brązowej butelczynie znajdziemy kremowo-brązową pojedynczą etykietę, na której najwięcej miejsca zajmuje logo minibrowaru z Zielonej Góry. Poza zwyczajowym, bardzo ubogim składem (woda, słód, chmiel, drożdże) i informacjach teleadresowych siedzi tu nabita, bardzo krótka data przydatności do spożycia (pomimo, że etykieta wyposażona jest w numery miesięcy i dni z boków) oraz bardzo krótki opis piwa, który w zasadzie w całości zawarty został w powyższych faktach.


Od środka:

Otwarcie butelki to solidnych rozmiarów syk, zwiastujący mocne nagazowanie piwa. Podobne wrażenie odniesiemy również zaraz po przelaniu go do szklanki. Nad ciemnobrązową treścią zebrała się gruba, beżowa piana ani nie myśląca o tym, żeby odpuścić. Trzeba za to przyznać dużego plusa! W smaku na pierwszy rzut nosa, wyczujemy tutaj kawę, trochę karmelu, wędzonki, na nutach palonych kończąc. Całkiem porządny, chociaż dla mnie trochę zbyt delikatny, bukiet zapachowy. W smaku piwo jest dobrze ułożone i zbalansowane, odpowiednio wysycone. W kolejności pojawiania się (przynajmniej na moim lamerskim języku), znajdziemy tutaj karmel, paloność, rodzynki i kawę. To wszystko zwieńczone jest akcentami winnymi, pozostającymi na chwilę w gardle.

Podsumowanie:

Po tym jak wgłębiłem się w definicję Koźlaka, okazało się że "Ciemne Bock" z Hausta nieco od niej odstaje. Zawartość ekstraktu w koźlakach powinna kształtować się od poziomu 16%, podczas gdy tutaj mamy ich 14. Coś się Haustowi musiało z parametrami pomylić, albo gdzieś został popełniony jakiś błąd, albo definicja wymaga poprawy. To tylko taka mała dygresja - i tak nie czuję się jeszcze na tyle mocny z tego stylu, żeby móc bezkarnie osądzać zgodność tej kozy. Skupię się natomiast na tym, czy mi to piwo smakuje czy nie. Dla mnie jest troszeczkę zbyt wodniste. Nie chcę powiedzieć, że brakuje mu treści, bo bogactwo smaków i aromatów jest tu dość spore, chociaż na pierwszy rzut oka byłem bardzo daleki od tej opinii. Mam jednak wrażenie, że nie zapadnie mi ono na długo w pamięć, ale nie powinienem mieć problemów z tym żeby już wkrótce sięgnąć po kolejną butelkę. Ten bock nadaje się do wieczornego posiedzenia przy filmie, czy książce, ale jakoś ciężko mi sobie go wyobrazić lanego w gwarnej knajpie. Ode mnie 6 kufelków - po rewelacyjnym Red AIPA, muszę przyznać, że koźlak z Hausta to jednak chyba nie jest moja bajka, chociaż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do niej dorosnę, a wtedy wrócę i zweryfikuję swoją notę...



środa, 6 lutego 2013

Orka Killer Whale

W moje ręce wpadł kilka dni temu nowy nabytek z duetu Kolaborantów z Widawy - Kopyra i Wojtka Frączyka. Ich nowe piwo to Orka w stylu Cascadian Dark Ale. Wokół samego stylu narosło wiele dyskusji, jak powinno się go poprawnie interpretować. Jedni są za nadanym przez Kolaborantów Cascadian Dark Ale, inni za równoznacznym Black IPA, a jeszcze inni za American Black Ale. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że wszystkie te określenia, opisują dokładnie ten sam gatunek - taka mała klęska urodzaju. Uczciwie muszę przyznać, że mi jest obojętne jaką nomenklaturę użyjemy przy tym piwie. Odpowiada mi zarówno ta zaproponowana przez Kolaborantów, jak i widzę dużo marketingowego sensu w nazywaniu go jednak jako Black IPA. Jeśli standardowy piwosz stanie przed listą piw, dostępnych na nalewakach w jakiejś knajpie, to dużo więcej mu chyba powie określenie BIPA (bo IPA wg mnie jest już u nas całkiem nieźle rozpoznawalna), niż ABA czy CDA. Ale reasumując - to tylko moje pseudo-marketingowe dywagacje, natomiast z chęcią pozwolę Orce obronić się samej :)


Fakty:

  • 6.2% alkoholu, 16% ekstraktu
  • Gatunek: Cascadian Dark Ale
  • Producent: Browar Kopyra & Browar Widawa
  • Niepasteryzowane, niefiltrowane
  • Cena: 8.50zł - Strefa Piwa, ul. Krowoderska 37 Kraków

  • Z zewnątrz:

    Orki są rozlewane do brązowych bączków - butelek o pojemności 330 ml. Kolorystyka etykiet przypomina mi trochę plakat jakiegoś krwawego horroru - całość utrzymana jest w czerni, bieli i żywej czerwieni. Na przedzie - nominalna Orka w stylu graficznym charakterystycznym dla indiańskiego plemienia (tak przynajmniej twierdzi Kopyr na swoim vlogu). Po prawej stronie etykiety mamy całkiem sporo tekstu. Mnie najbardziej urzekła optymalna temperatura podania - "Szanuj orkę, pij w temp. 10-14C". Poza tym mamy podany skład, a tam słody pale ale, monachijski, pszeniczny i pszeniczny czekoladowy oraz Caramunich. Chmielenie odbyło się tylko jednym rodzajem chmielu - Amarillo, więc możemy spodziewać się obecności cytrusów, a przede wszystkim grejpfrutów w smaku. Poza tym to raczej już standard. Na uwagę zasługuje jeszcze krótka data ważności (około 3 tygodnie, wynikające z faktu braku filtracji i pasteryzacji). Czas przystąpić do degustacji!


    Od środka:

    Orka w szklance wygląda niesamowicie - idealnie czarny płyn, przykryty bardzo gęstą, wręcz kremową, beżową pianą. Pierwszy niuch, jeszcze z butelki obnażył bardzo mocny aromat chmielu Amarillo - grejpfrut jest tutaj wyczuwalny bez najmniejszego problemu. Im dłużej wąchać, tym zapach staje się coraz bardziej palony i delikatnie czekoladowy. W smaku pierwsze łyki są zdominowane goryczką, osiadającą na ściankach przełyku. Tutaj cytrusy nie są już takie wyczuwalne, albo to paloność je skutecznie maskuje. Po stronie ciekawostek wypada zapisać to, że na wargach czuć oklejoną delikatną słodycz. A im dalej w szklankę, tym Orka staje się bardziej łagodniejsza - albo to zmysł smaku się przyzwyczaja, albo mocna goryczka i paloność nieco ustępują.


    Podsumowanie:

    Podsumowując piwo z gatunku Black IPA nie sposób uciec od porównania go z pierwowzorem tego gatunku w Polsce - Black Hope'm z AleBrowaru. Po które z tych piw bym sięgnął, mając je oba przed sobą? Muszę przyznać, że wybór padłby raczej na produkt Bartka Napieraja i spółki. Po pierwsze, w Orce brakuje mi trochę różnorodności smaku, do którego przyzwyczaił mnie Black Hope - jest tutaj masa goryczki, którą uwielbiam, dużo ciemnej paloności, którą lubię trochę mniej, ale w smaku brakuje mi trochę owocowości i dyć przeszkadza mi to wrażenie spłaszczania się treści w trakcie szklanki. Po drugie cena - mała butelka Kolaboranckiego piwa jest sporo droższa od dużej butelki AB. Nie przeszkadza mi to przy wyborze pojedynczej sztuki piwa, ale jeżeli miałbym wybierać któreś z nich kilka razy w miesiącu - mogłoby to zacząć odgrywać znaczącą rolę. Oba te punkty nie odbierają jednak Orce tego, że ona naprawdę smakuje nieźle i jestem przekonany, że bez problemu zadowoli wiele polskich podniebień. Was zachęcam do samodzielnej degustacji w najlepszych piwnych pubach (bo zdaję sobie sprawę, że wersję butelkową to już może być ciężko gdzieś dostać).




    poniedziałek, 4 lutego 2013

    Primator Exkluziv 16%

    Dopplebocka, naszego dzisiejszego bohatera, ma charakteryzować solidna słodowość, ukryta pod grubą, białą, pianową czapą. Niektórzy twierdzą, że ten gatunek może być równie dobrze uznany jako posiłek w kuflu. Ja bym tutaj jednak nie szedł w tą stronę. Witryna producenta mówi, że szesnastka idealnie nadaje się na chłodniejsze miesiące, dostarczając energii podczas imprez plenerowych. Dopplebock jest podawany w cienkim szkle, w temperaturze 7-8 stopni Celsjusza i ma idealnie nadawać się do mięsa z indyka, lub cięższych potraw.

    Fakty:

  • 16% ekstraktu, 7.5% alkoholu
  • Gatunek: Doppelbock
  • Browar: Primator w mieście Náchod (Czechy)
  • Pasteryzowane


  • Z zewnątrz:

    Smukła, brązowa i typowo czeska butelka. Na szyjce biało-żółto-złote aluminiowe coś, co na szczęście nie nachodzi na kapsel i nie tapla go w kleju. Kapsel biały z olbrzymią "szesnastką". Na stosunkowo ciemnej, mocno brązowej etykiecie głównej, rycina zamku w czeskim mieście Náchod. Na ciekawie wyglądającej imitacji listowej pieczęci znajdziemy herb tegoż miasta. Po bokach kilka medali (chyba, bo rozmiar liter - jeżeli to w ogóle litery - na nich umieszczonych skutecznie uniemożliwia mi bliższe określenie co to jest...). Strona producenta mówi o tym, że w 2008 roku w Londynie, przez czasopismo "Beers of the World" został uznany najlepszym lagerem na świecie. Ta sama strona mówi o nim per "dopplebock". Wyczuwam tu lekką nieścisłość :). Na kontretykiecie - kilkukrotnie powtórzony skład piwa, w kilku różnych językach. Za każdym razem tak samo mocno w oczy bije E300 - antyoksydant...



    Od środka:

    Marian
    Monia
    Chciałoby się powiedzieć – lager jak każdy inny, patrząc po tym jak ten Primator prezentuje się w szklance. Złoty kolor z małą ilością bąbelków gazu, biała, średniotrwała, drobnopęcherzykowa piana – nic nadzwyczajnego. W zapachu typowo lagerowe nuty słodowe, trochę szczypiące po nosie i... uwaga... banan! Nie wiem skąd i jakim cudem, ale w pewnym momencie uderzył mnie aromat zielonego banana. Pewnie to była jakaś pomyłka, albo chwilowa niedyspozycja, bo później nawet jak chciałem go znaleźć to się nie udawało, ale za to pojawiła się woń jeziora... Nie pytajcie... W smaku znajdziemy tu coś więcej niż w typowych „dwunastkach”, ale mimo to jego złożoność nie powala na łopatki. Jest goryczka, ale trochę uciążliwa, ostra i pieprzowa. Jest słód, ale szybko zastępowany goryczką. A po ogrzaniu się piwa, pojawiają się alkohole wyższe (fuzle). Poza tym jest niewiele...
    Ładny, miodowy kolor tafli pokrywa niewielka, gładka, lekko bąbelkowa piana w kolorze ecru. A co w zapachu? Nie wierzę temu co czuję, ale to jest najprawdziwsza ryba wędzona! Zapytacie, czy jadłam dziś rybę i faktycznie, jakbyście zgadli, w moim dzisiejszym menu pojawiły się jajka faszerowane pastą z anchois, które okazały się zwykłymi sardynkami, ale żeby do tego stopnia czuć to w piwie? Trzy poprzednie trunki degustowane dzisiejszego wieczora nie wmawiały mi, że są tuńczykami więc dlaczego teraz? Nie ma mowy, rybka musiała mieć swój udział w warzeniu tego piwa. Może to była jakaś „gruba ryba”? Śmiechy chichy, ale rybka lubi pływać, sprawdźmy zatem co tam w środku czai się za stwór. Och! Cóż za uderzająca gorycz i moc smaku! Ależ ciekawy bukiet. Po kolejnych łykach czuję wybitnie słodki posmak, niczym rozpuszczająca się w ustach czekolada. Nie wierzę jakie to przejście z wyczuwalnej goryczy do cukierkowatości. A może jednak to te dzisiejsze jajka?


    Podsumowanie:

    Marian
    Monia
    Kiedyś mój brat wysnuł teorię, że jeśli kupować piwo na Słowacji, to im więcej ekstraktu tym lepiej. „10 to się w ogóle nie da pić, same sikacze, które smakują tak samo! Za to 12! Och, to jest unikatowe”, cały czas brzmi mi to w głowie. Tym bardziej, że spróbowałem już masę „dwunastek”, które były tak samo słabe jak „dziesiątki” i kilka „dziesiątek”, które były lepsze od większości „dwunastek”. Ciekawy jestem co by powiedział po spróbowaniu Primatora 16%. Pewnie na początku by się zachwycił, że smakuje inaczej niż Smadny Mnich, czy Bażant – tu miałby rację, Primator nie jest sikowaty i ma zdecydowany i charakterystyczny profil smakowy. Ale pewnie potem, na drodze dyskusji doszlibyśmy do tego, że jednak ta goryczka na dłuższą metę staje się coraz mniej przyjemna. Nie rozpływa się w ustach, ale zalega tam powodując grymas na twarzy. Pewnie wymieniając coraz to różne piwa, trafilibyśmy na podobne, zaburzając tym samym teorię „unikatowości” bardziej ekstraktowych piw. I pewnie w końcu doszlibyśmy do wniosku, że Primator 16% jest piwem ciekawym, ale trochę męczącym i na następnych zakupach trzeba spróbować czegoś innego. On by pewnie dał 6 kufelków. Ja 4. Średnia – 5, po co drążyć temat? :)
    To piwo zaskoczyło mnie znacznie bardziej niż przypuszczałam. Sądziłam, że będzie płaskie w smaku, nijakie, zwykłe, a tu niespodzianka na miarę śniegu w grudniu, który zawsze zaskakuje polskich drogowców. Pierwsze kilka łyków dało mi całkowicie inne doznania, niż kolejne. Początkowy smak goryczki przeszedł w słodkość tak wyczuwalną, że całkowicie zmieniającą charakter Primatora. Lubię kiedy piwo jest jednolite w smaku, nie kuszące zbyt dużą ilością aromatów i nut smakowych. Ale to co zrobił ze sobą Primator całkowicie mnie porusza. Daję 5 kufelków za niebanalny bukiet i chęć sięgnięcia po kolejna butelkę.