środa, 26 września 2012

Trybunał Niefiltrowany

Jakiś tydzień temu na moją blogową skrzynkę pocztową przyszła wiadomość od pana Pawła z browaru Sulimar z informacją, że ma dla mnie ich nowe piwo do spróbowania. Spółkę kojarzę głównie z Corneliusów, więc pomyślałem że pewnie pod tą banderą browar wprowadza na rynek nową markę. Tym większe było moje zdziwienie, gdy pan Paweł z bagażnika wyjął ośmiopak małych buteleczek Trybunała - tym razem w wersji Niefiltrowanej. A tym większa duma, ponieważ piwo nie jest jeszcze dostępne w sprzedaży. W sklepach pojawi się za mniej więcej tydzień. Browar Sulimar chce jednak wcześniej poznać opinie piwnych blogerów. Moją prywatną możecie znaleźć poniżej.


Fakty:

  • Piwo gatunku pils, jasne, pełne
  • 5.0% alkoholu, b.d. dot. ekstraktu
  • Producent: browar Sulimar z Piotrkowa Trybunalskiego
  • Piwo pasteryzowane ale niefiltrowane
  • Cena: jeszcze nieznana

  • Z zewnątrz:

    Jak już powiedziałem, Niefiltrowana wersja Trybunała jest rozlewana do "bączków" - małych, brązowych, bezzwrotnych i pękatych buteleczek o pojemności 330ml. Dla mnie bomba - nie będę musiał na siłę kupować piw, żeby mieć butelki do rozlewu swojego wymarzonego piwa! Główna etykieta Trybunału wygląda trochę jak zrobiona w prostym programie graficznym - nie jest przesadnie napchana fajerwerkami i przyjemnie komponuje się z butelczyną. Rozbijając ją na części dostaniemy dwie daty. W 1927 ukończono Wieżę Ciśnień - jeden z najbardziej znanych symboli miasta. Druga data jest zamknięta nad herbem miasta, datowanym jeszcze na czasy województwa piotrowskiego. 1217 to rok powstania najstarszego dokumentu, wspominającego o Piotrkowie. Wiadomo jednak, że osada która przeistoczyła się w późniejsze miasto, istniała już w VIII wieku. Na etykiecie znajdziemy również informację, że tradycje browarnicze w tym mieście sięgają XIII wieku. Długo szukałem o tym jakiejś wzmianki i mi się udało, jednak wytłumaczenie tego jest chyba nieco trudniejsze niż mi się wydawało. Z przyjemnością odsyłam Was na stronę Bractwa Piwnego. Co jeszcze? Budynek ratusza z XV wieku, szyszka chmielu i dwa kłosy jęczmienia :). Na kontretykiecie poza standardowymi elementami znajdziemy wytłumaczenie, jak i dlaczego powstaje Niefiltrowana wersja Trybunała:

    Dla pełni smaku nie filtrujemy, jednak prawidłowo pasteryzujemy, bo dbamy o jakość naszego piwa. Trybunał Pils jest rześki, nie brakuje mu goryczy, a brak filtracji zwiększa walory odżywcze.

    Czy z tego aby czasem nie wynika, że Trybunał Niefiltrowany w rzeczywistości nazywa się Trybunał Pils? Ciężko powiedzieć... Ostatnia sprawa, która mnie nieco zmieszała, to bardzo koncernowo brzmiące "Zawiera słód jęczmienny". Pilnowanie tajemnicy marketingowej to jedno, ale równocześnie daje to trochę za dużo miejsca na dodanie do piwa czegokolwiek. Nie mówię tu konkretnie o Trybunale, ale o tym, że może w Polsce powinien być obowiązek dokładnego wymienienia w składzie, występujących tam elementów. Na szczęście dociekliwy Mateusz z Podcastu o piwie ustalił, że w tej wersji Trybunała znajduje się słód pilzneński jasny, a z chmieli użyto Marynkę na goryczkę i Lubelski na aromat.


    Od środka:

    Mój egzemplarz Trybunała Niefiltrowanego należy do piw, które przy nalewaniu bardzo kojarzą mi się z gazowanymi napojami typu pepsi. A to wszystko za sprawą piany, która bardzo szybko się pojawia, ale niestety równie szybko znika, przy głośnym akompaniamencie pękających bąbelków. Po napełnieniu kufelka możemy faktycznie zaobserwować jasnobrązową barwę, przyjemnie mętnego trunku. Zapach jest bardzo, bardzo delikatny z ledwie wyczuwalnymi, rześkimi nutami słodowymi. Poza tym ciężko jest wyczuć cokolwiek innego. Wysycenie piwa jest na bardzo udanym poziomie - nie szczypie bardzo w język i nie zmusza do przerwy przed kolejnym łykiem. Smak, podobnie jak zapach, nie ma dominującego charakteru. Nie odnajduję tutaj nawet średnio intensywnej goryczy, ani żadnego unikatowego posmaku. Mimo to Trybunał jest bardzo sesyjny - przyjemny do wieczornej degustacji.

    Podsumowanie:

    Trybunał Niefiltrowany nie jest piwem unikatowym na polski rynek. Nie wnosi w zasadzie nic, czego by już wcześniej nie było, ale równocześnie staje opozycją do opitych już chyba wszystkim koncerniaków. Przy potencjale dystrybucyjnym spółki Sulimar ma szansę na długo zagościć w wielu polskich domach, ale trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że raczej będą to domy wychowane na tyskaczach, czy innych żubrach. Dla kogoś, kto po piwie oczekuje czegoś niepowtarzalnego i wyjątkowego, Trybunał Niefiltrowany to za mało. Może gdyby nieco bardziej wyróżniał się goryczką i poszedł trochę w kierunku Pilsnera, to byłby nieco bardziej unikatowy. Jednak bez tego, w mojej opinii - 5 kufelków. Zachęcam do własnoustnej degustacji! Podzielcie się ze mną swoją opinią!





    wtorek, 25 września 2012

    Jak to się wszystko zaczęło?

    Kontuzja gardła jest dobrym pretekstem, żeby w końcu zająć się postami, nie wymagającymi high-levelowych umiejętności organoleptycznych. W końcu uda mi się zacząć projekt, z którym nosiłem się już od pewnego czasu, o hipertajnym kryptonimie "Dalekosiężne, Usłane Problemami, Piwowarskie Ambicje" - w skrócie - "DUPPA". Najsampierw - o tym jak te wszystkie ambicje wykiełkowały.


    Długo się zastanawiałem nad tym jak zatytułować pierwszy post, który zostanie zamieszczony w dziale męczarni piwowara. Przebrnąłem przez dumny "Od piwosza do piwowara", ale to byłby zdecydowanie zbyt górnolotny tytuł o kimś, kto nie uwarzył jeszcze ani jednej warki. "Od piwosza do początkującego piwowara" ma za dużo "P". W końcu stanęło na najprostszym możliwym tytule, chyba najwierniej odzwierciedlającym obecny stan rzeczy i nie budzący zbyt dużych płonnych nadziei na rewelacyjny i jedyny w swoim rodzaju efekt (który oczywiście musi nastąpić!).

    Cały początek mojej bardzo krótkiej przygody z piwowarstwem zaczął się od tradycyjnego przeglądania sąsiednich blogów piwnych, w celu zobaczenia jak i o czym piszą koledzy. Od linku do linku, jakoś trafiłem na Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych, które wydaje kwartalnik "Piwowar". Mój wzrok od razu utkwił w głównym tytule zerowego numeru "10 kroków do piwa, uwarzonego własnoręcznie". Myślę sobie - "Hmm... nigdy nie miałem problemów z instrukcjami, 10 kroków to niedużo - może warto dać temu szansę?". A że numer ten jest dostępny online, szybko przystąpiłem do lektury poniższych kroków:

  • 1. ŚRUTOWANIE SŁODU
  • 2. ZACIERANIE
  • 3. FILTRACJA
  • 4. GOTOWANIE
  • 5. CHŁODZENIE
  • 6. FERMENTACJA BURZLIWA
  • 7. FERMENTACJA CICHA
  • 8. ROZLEW
  • 9. NAGAZOWANIE I SKLAROWANIE
  • 10. DEGUSTACJA

  • W miarę powstawania materiałów w tym dziale postaram się na podstawie znalezionych materiałów i własnych doświadczeń opisać coś niecoś o każdym z tych kroków.
    Po przeczytaniu rzeczonego artykułu doszedłem do dwóch wniosków. Po pierwsze - zaprenumerowałem kwartalnik z nadzieją, że w kolejnych numerach dowiem się jeszcze więcej o całym procesie warzenia. Po drugie - uznałem, że muszę porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym, jeżeli chcę na poważnie zabrać się za swoje piwo. Z pomocą przyszedł mi Robert ze Strefy Piwa, który dzielnie wytrzymał natłok moich, niekiedy bardzo lamerskich, pytań przez blisko 2 godziny, udzielając mi bezcennych rad i wskazówek. W rezultacie, udało mi się utworzyć krótką, obrazkowo-pisano-hieroglifową instukcję, zapewne zrozumiałą tylko dla mnie. Zrozumiałem, że moim kolejnym krokiem musi być (o zgrozo!) negocjacja z małżonką na temat bezpłatnego wydzierżawienia mi powierzchni w kuchni na dwa fermentory. Ale to już zachodzi na temat sprzętu do warzenia, który muszę na dniach zakupić, a o tym chciałem zrobić drugi odcinek serii, na który Was już teraz serdecznie zapraszam!

    wtorek, 18 września 2012

    [DEGUSTACJA] Mikkeler Single Hop (i nie tylko!)

    Strefa Piwa po raz kolejny ugościła krakowskich piwoszy w swoich wyjątkowo nieskromnych (biorąc pod uwagę ilość i jakość wszelkiej maści piw) progach. Dzięki Tomkowi Rogaczewskiemu z 4 stron piwa miałem tym razem okazję wziąć udział w degustacji, owianych świetną sławą, piw Mikkelera, a mówiąc dokładniej Single Hopów i muszę przyznać, że chyba to była jedna z najbardziej pouczających (i najsmaczniejszych! :D) degustacji do tej pory. Każdemu, komu świat piwa jest choć trochę bliski, zapewne serce zabiło teraz nieco mocniej, ale pozwólcie, że po kolei i pomału wytłumaczę "o co cho".

    Co to jest ten Mikkeler?
    A ten Single Hop? Skakanka jakaś?
    Jak przebiegała degustacja?

    Co to jest ten Mikkeler?

    Mikkeler to nazwa "browaru", który ku ogólnemu zaskoczeniu, nie ma ani dalekich korzeni, ani tradycyjnej receptury, ani również nie bazuje na niezmiennych od kilku wieków składnikach. Cała przygoda zaczęła się 6 lat temu(!), w 2006 roku kiedy to Mikkel Borg Bjergsø (w dalszej części historii będzie nazywany po prostu Mikkelem) oraz Kristian Klarup Keller (po prostu Keller) założyli swój "browar".

    Gdybyśmy cofnęli się jeszcze kilka lat wstecz, a dokładnie do roku 2000, to w naszej opowieści poznalibyśmy Mikkela, duńskiego studenta dzielnie zgłębiającego wiedzę, żeby kiedyś móc stanąć pod szkolną tablicą. Jego "studenckie myślenie" niczym nie różniło się jednak od naszego polskiego - piwo miało sponiewierać, tanio i szybko, niekoniecznie wysublimowanie smakować. Wszystko uległo zmianie, kiedy dostał pracę w lokalnej kawiarni, dzięki czemu mógł zasmakować w mniej ordynarnych trunkach. Później, kiedy już pracował już jako nauczyciel bardzo rozsądnie wymyślił, że jeżeli zacznie sam warzyć piwo - to zaoszczędzi kupę kasy, a przy okazji miałby szansę wygrać konkurs na degustację z zamkniętymi oczami w pobliskiej knajpie.

    Niewiele później, wraz z Kellerem, przyjacielem z dzieciństwa zakupili kilka książek o warzeniu złotego trunku i w zaciszu domowej kuchni uwarzyli swoje pierwsze piwo. Brøckhouse IPA została uznana za najlepsze piwo w okolicznym lokalu. I to chyba rozpędziło "maszynę" na dobre. Kolejne browarki, tworzone już według własnych receptur zaczynały zdobywać medale na piwnych festiwalach w Danii, więc to był chyba najlepszy czas żeby wyjść do ludzi z większą produkcją. Do kuchennych eksperymentów Mikkel i Keller dołożyli warzenie piw w mikrobrowarze Ørbæk. Największy sukces parze przyjaciół przyniosło ‘Beer Geek Breakfast’ - powstałe przez dodanie kawy parzonej po francusku do owsianego stouta. Dzięki niemu w 2008 roku podpisali umowę z Shelton Brothers, amerykańską firmą, dystrybuującą piwa. Zwiększenie zapotrzebowania wymusiło zmianę browaru, w którym warzono Beer Geek Breakfast - przyjaciele przenieśli się do Gourmet Bryggeriet. Na początku 2007 roku Keller zarzucił temat piw, chcąc zostać dziennikarzem w magazynie muzycznym Soundvenue. Mikkel został sam...

    ... i na pewno nie wpłynęło to negatywnie na rozwój "browaru". Dzisiaj Mikkeler eksportuje swoje piwa do 40 krajów na całym świecie, udziela licznych wykładów i to on niejako dyktuje smaki, do których inne browary próbują równać. Trochę to wszystko brzmi niewiarygodnie biorąc tak krótką historię duńskiego "browaru".

    Wprawne oko zauważyło, że chyba ani razu nie napisałem "browar" bez cudzysłowia. Dlaczego? Otóż (i to może być dla Was kolejna niespodzianka) - ekipa z Mikkelem na czele nie posiada własnego browaru, ale warzy swoje piwa w najlepszych mikrobrowarach z całego świata - z belgijskim de Proef Brouwerij na czele. Stąd jego przydomek "gypsy brewer". W 2010 postanowił jednak nieco się osiedlić i w centrum Kopenhagi otwarł bar, serwujący piwa własne piwa, na równi z najlepszymi warkami z innych mikrobrowarów.

    A ten Single Hop? Skakanka jakaś?

    Już śpieszę z tłumaczeniem. Pozwólcie, że oprę się jednak na zdjęciu:


    Single Hop to seria piw Mikkelera, z których każde jest warzone przy użyciu innej odmiany chmielu. Na celu ma to uświadomienie piwoszom, jak wiele od tego chmielu zależy i jak każda z odmian pachnie i smakuje. Przyznacie, że inicjatywa wyjątkowo ciekawa, prawda? Co więcej - każde piwo było chmielone tą samą odmianą i tą samą ilością kilkukrotnie (dla goryczki, aromatu, smaku i już po procesie fermentacji). Miało to na celu jeszcze dokładniejsze podkreślenie różnic pomiędzy poszczególnymi szyszkami. Żeby jeszcze bardziej uniezależnić smak piwa od innych czynników - wszystkie Single Hopy były warzone w tym samym tygodniu, z takich samych słodów, drożdży i w dokładnie takich samych temperaturach. No i w tym samym browarze, rzecz jasna. Rezultat? Zaskakujący! Muszę przyznać, że przed tą degustacją nigdy bym nie powiedział, że dwa piwa, różniące się jedynie gatunkiem chmielu mogą być tak DIAMETRALNIE różne. Piw w tej serii powstało 18, a te które dane nam było zakosztować w Strefie Piwa zobaczycie (i może o co poniektórych nawet coś przeczytacie) poniżej.

    Jak przebiegała degustacja?

    Na początek kilka Single Hopów, a także innych, bardziej "mieszanych" Mikkelerów sfotografowanych już w zaciszu domowym. Z tego miejsca chciałem bardzo jeszcze raz podziękować Tomkowi - tym razem za użyczenie mi butelek do zdjęcia etykiet.


    Nietypowo zacznę od kontretykiety butelki, bo w każdym przypadku jest taka sama. Przeczytamy tak, w którym browarze Mikkeler powstał, kto go stamtąd zaimportował, oraz, jak już kiedyś udało mi się to zinwestygować, ile za tą butelkę dostaniemy kaucji w poszczególnych stanach Ameryki.


    Przednie etykiety w zasadzie też się między sobą bardzo nie różnią (i wydaje mi się to strasznie fajnym i dobrym posunięciem). Jedyna różnica to kolorystyka, nazwa chmielu, z którego uwarzono dany egzemplarz oraz IBU, jakie powinno zawierać. Na przedniej etykiecie znajdziemy również zwyczajową informację o tym, komu piwo może zaszkodzić, jego gatunek i zawartość alkoholu.


    No to lecimy! Postaram się o każdym z piwek powiedzieć chociaż kilka słów, bazując na moich spisanych wtedy notatkach.

    CASCADE

    Zapach jest trochę podobny do Pintowego Ataku Chmielu - znajdziemy tutaj mocne aromaty żywiczne, sosnowe i świerkowe. Z owoców po nosie bije trochę czerwona porzeczka. Mocno narzucająca się goryczka (ale bardzo przyjemna!) o wartości 38 IBU pozostaje na długo na języku.
    ZAPACH: 7
    SMAK: 8
    OGÓLNIE: 8


    MAGNUM

    Magnum to niemiecki chmiel, bardzo popularny w Polsce. Mikkeler z niego uwarzony sięga aż 94 IBU! Nic więc dziwnego, że w smaku dominuje bardzo mocna goryczka - pojawia się bardzo szybko po wzięciu łyku, ale równocześnie bardzo szybko zanika, nie zalegając w naszych ustach. Przez to również zapach jest słabo wyczuwalny. Znalazłem w nim jednak lekkie nuty kiwi. Piwko jest minimalnie kwaskowate i działa ściągająco na język. Generalnie bardzo lubię gorzkie piwa, więc i to musiało mi przypaść do gustu!
    ZAPACH: 6
    SMAK: 8
    OGÓLNIE: 8


    TETNAGER

    Zapach jest zdecydowanie zdominowany przez kwiaty! Człowiek czuje się, jakby hasał po wiosennej łące. Pomimo, że IBU ma takie samo jak Cascade, to tutaj goryczki prawie nie wyczujemy. Pojawiła się tylko na samym początku piwka i bardzo szybko zanikła. Po nosie delikatnie smyrały mnie aromaty mocniejszych alkoholi.
    ZAPACH: 8
    SMAK: 6
    OGÓLNIE: 6


    CLUSTER

    Cluster w zapachu połączył bardzo wiele różnych gałęzi - z jednej strony pachniał żywicznie, podobnie do Cascade'a. Z drugiej jednak dało się tam wyczuć zapach skóry. Z owoców najbardziej przebijało się mango, albo jakiś totalny mix sałatkowy. Podobnoż pachniało również liśćmi pomidora jednak mój nos tego nie zarejestrował. Pomimo 66 IBU - goryczka prawie niewyczuwalna.
    ZAPACH: 6
    SMAK: 6
    OGÓLNIE: 6


    CENTENNIAL

    56 IBU, pachnące żywicą, mandarynkami, grejpfrutem, malinami, vibovitem i słodkościami. Piwo o takim bogactwie aromatów zasługuje na wysoką notę :)
    ZAPACH: 8
    SMAK: 9
    OGÓLNIE: 8.5


    PALISADE

    To jedno z piw o największym bogactwie smaków i aromatów, jakie mogłem spróbować tamtego wieczoru. Mango, melon, karmel, mięta, winogrona i rodzinki to tylko niektóre owoce (i roślina :D), które udało nam się wyczuć. W smaku po chwili pojawia się goryczka - słaba, acz zalegająca. Nie dominuje i nie wybija się jak na to IBU (którego jest tam 47). Piwo jest również słodkawe, ale nie wynika to ze słodu. Da się również wyczuć delikatny alkohol.
    ZAPACH: 7
    SMAK: 7.5
    OGÓLNIE: 8


    TOMAHAWK

    Kolejne piwo, zapachowo przypominające chmiel Cascade. Tutaj jednak najpierw wyczujemy idący od razu w nos lekki kwasek. W smaku mocno zalegająca, wręcz agresywna goryczka, jak z yerba mate, trochę ziół i popiołu z dodatkiem czarnych porzeczek :). W moich notatkach pod tym piwem widnieje tajemnicze: "TODO: Zjeść żywicę!" [EDIT]: Już wiem dlaczego! Za karę, że nie umiałem odróżnić zapachu świerka od sosny :) :D
    ZAPACH: 9.5
    SMAK: 8
    OGÓLNIE: 8


    SIMCOE

    Pomimo, że piwo nie zostało uwarzone przez Mikkelera, to jednak dobrze podpada pod tematykę Single Hopów. Pierwsze opinie, które dało się usłyszeć na sali po skosztowaniu tego 9% piwa to "to ma kopać, a nie smakować" i "poza alkoholem nic nie ma". To chyba najwierniej odzwierciedla smak i aromat tego piwa. Czuć bardzo mocny alkohol, zagłuszający bardzo delikatne zapachy ananasów, pomarańczy i mandarynek. Pojawiają się również mało przyjemne zapachy proszku do prania i apteki...

    Z Single Hopów to byłoby na tyle. Każdy z nas został następnie poproszony o stworzenie rankingu chmieli, które najbardziej przypadły mu do gustu. O dziwo większość była zgodna. Moi faworyci to:

    1. MAGNUM
    2. CASCADE
    3. CENTENNIAL lub TOMAHAWK



    Na tym jednak wieczór się nie zakończył. Skoro byliśmy przy temacie Mikkelerów, sięgnęliśmy jeszcze po inne egzemplarze (już niekoniecznie warzone z pojedynczej odmiany chmielu):

    K:RLEK

    Piwo k:rlek o bardzo dziwnie dla mnie (i myślę, że nie tylko dla mnie) brzmiącej nazwie okazało się rasową IPĄ z całą masą owoców w aromacie. Najbardziej waleczne i wybijające okazały się porzeczki, winogrona i żywica, ale była tu taka masa wszystkiego, tyle różnych cytrusów, że chyba nigdy nie byłbym w stanie ich wszystkich nazwać... Na minus tego piwa mogą jedynie działać obecne również aromaty siarki i kisielu.
    ZAPACH: 7.5
    SMAK: 8.5


    10

    10 to chyba jedyna butelka tamtego wieczoru, która miała na sobie krawatkę. Była ona jednak na tyle prosta (po prostu kawałek tęczowego papieru), że podarowałem ją sobie tutaj. Główny chmiel użyty do uwarzenia 10 to EKG - East Kent Goldings. Chociaż w zapachu i smaku piwo jest bardzo podobne do poprzednika, to jednak bardziej wyczuwalna staje się goryczka i owocowość. 10 okazała się wyjątkowo pijalna i prawie jednogłośnie została stwierdzona jednym z najlepszych zdegustowanych Mikkelerów.

    HOP BURN

    Hop Burn był ostatnim Mikkelerem skosztowanym tamtego wieczoru. Ostatnim i najmocniejszym, bo jego zawartość alkoholu to aż 10%. Szokującym okazał się jednak fakt, że słodki smak piwa idealnie balansuje jego moc. Nie dało się wyczuć w zasadzie żadnych fuzzli. W zapachu dominowała czekolada, śliwki, rodzynki i figi - ot takie bakaliowe! Ocena pewnie byłaby wyższa, gdyby nie fakt, że w środku butelki pływały jakieś mało zachęcające "cosie".
    ZAPACH: 9
    SMAK: 6
    OGÓLNIE: 7.5



    To by było na tyle, moi drodzy! Mam nadzieję, że za bardzo Was nie wynudziłem i będziecie jeszcze kiedyś mieli ochotę poczytać recenzję z kolejnych degustacji. Na samym końcu chciałbym jeszcze podziękować: Tomkowi za determinację do organizowania kolejnych spotkań i fantastyczne egzemplarze piw do spróbowania, Michałowi Mielczarkowi - również za świetne piwa, tym bardziej, że znalazły się na moim prywatnym podium (Magnum i Tomahawk) i Strefie Piwa za gościnne progi!

    niedziela, 16 września 2012

    Noteckie - Jasne Niskopasteryzowane i Eire Ciemne

    Dzisiaj rano na mojej skrzynce pocztowej dostałem dwie ciekawe wiadomości. Otóż Asia z Bartkiem postanowili umilić mi dzień, przesyłając dwie ready-to-publish recenzje piw - Noteckiego Jasnego Niskopasteryzowanego i Noteckiego Eire Ciemnego. Nie pozostaje mi nic innego jak im bardzo za to podziękować, a Was zaprosić do lektury! No to lecimy!


    NOTECKIE JASNE NISKOPASTERYZOWANE
    Puszcza Notecka to nie tylko niezwykła przyroda, ale również mały, lokalny Browar Czarnków, gdzie już od 1893 roku w tradycyjny sposób i przy użyciu naturalnych składników warzy się piwo. Spośród bogatej oferty wybraliśmy do degustacji jedno z nich – Noteckie Jasne Niskopasteryzowane. Oto nasze spostrzeżenia…


    Fakty

  • 5,6% alkoholu, 12,1 ekstraktu
  • Rodzaj: Piwo jasne
  • Producent: Browar Czarnków
  • Piwo niskopasteryzowane

  • Z zewnątrz:

    Z daleka piwo nie zachęca. Gotycka czcionka na 5 kolorowej etykiecie, brak krawatki i „dziurkowana” data przydatności przywodzą na myśl czasy głębokiego PRL’u. Natomiast niska i pękata butelka czynią piwo poręcznym do picia.

    Od środka:

    Piwo nalane do szklanki wytworzyło dużo delikatnej piany, która na dłużej przykryła złocisty trunek. Do degustacji zachęcał wydobywający się subtelny aromat chmielu. Delikatne gazowanie oraz lekko wyczuwalna goryczka podkreślają orzeźwiający i świeży smak piwa, zaprzeczając poniekąd jego niemałej mocy.

    Podsumowanie:

    Wygląd zewnętrzny trunku ma się nijak do jego zawartości. Smutna i depresyjna butelka skrywa wewnątrz pełne radości orzeźwiające piwo, które idealnie nadaje się na letnie dni.


    NOTECKIE EIRE CIEMNE
    Dziś znów udaliśmy się w odmęty Puszczy Noteckiej, tym razem po ciemny odpowiednik Noteckiego.


    Fakty:

  • 5,6% alkoholu, 14,1% ekstraktu
  • Rodzaj: ciemny lager
  • Producent: Browar Czarnków
  • Piwo Eire ciemne

  • Z zewnątrz:

    Podobnie jak Noteckie jasne niskopasteryzowane, Eire ciemne lane jest do pękatych 330 ml butelek z brązowego szkła. Etykieta również utrzymana jest w podobnej konwencji.

    Od środka:

    Piwo po otwarciu nie wydało charakterystycznego „syknięcia”. I rzeczywiście po nalaniu do szklanki wytworzyło znikomą ilość bardzo nietrwałej piany. Trunek wyróżnia się ciekawą, wiśniowo- brunatną barwą, natomiast z drugiej strony wyglądem przypomina napoje typu cola. Słaby aromat oraz zbyt lekka goryczka i słodowy smak czynią to piwo mało wyrazistym. Brak w nim obiecanej kawy, owoców i czekolady, a jedynie karmelowy posmak.

    Podsumowanie:

    W odróżnieniu od Noteckiego jasnego niskopasteryzowanego nieciekawe opakowanie nie skrywa dobrego i interesującego piwa. Ciemny lager okazał się jedynie nudnym, karmelowym trunkiem.


    Asiu, Bartku - dzięki za zawitanie na Jasnym Pełnym! Liczę na więcej Waszych epizodów z poznańskich degustacji :)

    czwartek, 13 września 2012

    Kolejne zmiany...

    Po okresie wakacyjnym przyszedł czas na kolejne zmiany w Jasnym Pełnym.

    Pierwsza z nich jest niestety przykra - na jakiś czas rozstajemy się z blogerką Monią. Zalatanie i tempo dnia codziennego nie pozwala jej na ciągle udzielanie się przy kolejnych degustacjach... Z wielką nadzieją liczę na to, że nie jest to pożegnanie, tylko "dozobaczenia-nie" i że jak tylko Monia złapie nieco oddechu, wróci do nas ze świeżością i swoim kwaskowatym smakiem :)

    Druga wiadomość jest niejako powiązana. W miejsce "Rankingu Moni" pojawi się zakładka "Eventy". Zaczynam pomału wychodzić poza "domową" degustację kolejnych piwek i chciałbym, żeby ta ścieżka również znalazła swoje udokumentowanie. Już niedługo przeczytacie tam o moich walkach z uwarzeniem swojego własnego, pierwszego piwa, o fantastycznych degustacjach w krakowskiej Strefie Piwa, o premierach nowych piw itd. Tam również będę umieszczał odnośniki od gości Jasnego Pełnego, dzielnie współtworzących jego treść, wśród których Monia zajmie zaszczytne i honorowe miejsce.


    NA ZDROWIE!

    środa, 12 września 2012

    Książęce Czerwony Lager

    Siedzę sobie ostatnio w domu na homeworkingu, kiedy mój spokój przerywa dźwięk domofonu. "Kurier" mówi głos w słuchawce. Spoko - pewnie znowu brat coś zamówił. Otwieram drzwi. "Pan Mariusz?" - w tym momencie zapala mi się czerwona lampka. Zaraz zaraz, przecież ja nic nie zamawiałem - czy to aby nie jakieś Reader's Digest, że jak otworzę paczkę, to już kupiłem wyjątkowo mi potrzebny blender z możliwością krojenia pomidorów na idealne krążki? W ostatniej chwili na paczce zauważyłem znaczek "Uwaga szkło!". "Blendery chyba szklane nie są", pomyślałem odbierając spory karton od kuriera. Po zdjęciu wierzchniego opakowania, moje oczka się bardzo uradowały:

    No nic - otwieram dalej. Po otwarciu pudełka było już tylko piękniej. Na szarych trocinach pięknie prezentowały się trzy idealnie ułożone piwka. No dobra - złapaliście mnie. Czerwony Lager z tego zdjęcia zwiał mi do lodówki, a jego poruszeni tym faktem koledzy zaczęli się wiercić, więc ich idealne ułożenie prysło. Ale kontekst jest zachowany :)


    Ale tak jakby... O jaaa! Tu jest przecież drugie dno!


    A tam! Prześliczne trzy kufle! Do każdego piwka inny. Do tego "wafelki". I w ogóle... Ach! Poczułem się wyjątkowo :)


    I w takim błogim nastroju zasiadłem do opisywania Książęcego Czerwonego Lagera!




    To pierwszy raz, kiedy na Jasnym Pełnym pojawia się piwo z gatunku red lager.

    Ciekawa dygresja - podczas krótkiego rekonesansu w internecie na temat tego gatunku, znalazłem informację, że inną nazwą na czerwonego lagera jest American Amber. Po kolejnym wyszukiwaniu na temat tego drugiego, znalazłem, że inną nazwą na American Amber jest Red Ale. Z zasady matematycznej przechodniości - Red Lager = Red Ale?! Jakim cudem, skoro oba piwa należą do TOTALNIE dwóch różnych światów fermentacyjnych? Jak ktoś mi wyjaśni tą zależność - ma u mnie browara :)

    Wracając do tematu - pomimo tego, że takie piwo gości tu pierwszy raz, powstrzymam się od pokusy przedstawienia Wam charakterystyki tego gatunku. Postanowiłem wykorzystać materiały, które dostałem razem z tym piwkiem i nieco przybliżyć Wam to, co o samym Czerwonym Lagerze sądzi Książęcy Browar w Tychach. Tym bardziej, że podają nam takie informacje (szczególnie chodzi mi o drugą część nadchodzącego tekstu), które zazwyczaj jest dość ciężko wyszukać przy degustacji piwka. Otóż, według nich: Czerwony Lager to piwo o esencjonalnym i wyrazistym smaku z bogatym chmielowym bukietem. Wyróżnia się bursztynowym kolorem, który zawdzięcza specjalnemu procesowi produkcji z wykorzystaniem słodów jęczmiennych - pilzneńskiego i karmelowego. Bogaty chmielowy bukiet i delikatny słodowy posmak sprawiają, że jest to trunek zarówno dla początkujących jak i wytrawnych miłośników piwa.

    Dla mnie to trochę marketingowy bełkot. Znajdziemy tu wszystkiego po trochu, na szczęście oprócz "tradycyjnej receptury". Dużo ciekawsza i bardziej pouczająca wydaje mi się druga część!

  • Rytual serwowania: Czerwony Lager smakuje najlepiej schłodzony do 2-5 C (czy aby odrobinę nie za zimno?). Podaje się go w wysokiej lagerowej szklance na nóżce. Należy nalać 2/3 piwa do szklanki przechylonej o 45 stopni, wyprostować ją i dolać resztę, uzyskując aksamitną białą pianę.
  • Podkreśla smak: doskonały do kuchni polskiej, czeskiej, mięs, grillowanych potraw oraz przekąsek (wędliny, sery).

  • Potem następuje już tylko zawartość alkoholu i ekstraktu. Każdy z Was z tego opisu zapewne wyciągnie coś innego. Dla mnie najważniejsze jest to, do jakich potraw powinienem parować to piwko. Jestem dopiero w powijakach, jeśli chodzi o odpowiedni dobór trunku do jedzenia, więc takie tipsy przyjmuje ze szczerą radością. Jeśli chodzi o resztę opisu, to poniżej możecie doczytać o moich odczuciach w stosunku do Czerwonego Lagera.

    Fakty:

  • 4.9% alkoholu, 11.6% ekstraktu
  • Cena: 3.25 zł
  • Browar: Tyskie Browary Książęce
  • Gatunek: czerwony lager

    Z zewnątrz:

    Muszę to powiedzieć - opisanie butelki Czerwonego Lagera to, podobnie jak w przypadku innych butelek z Kolekcji Specjalności, wielka przyjemność. Aż chce się mówić o czymś, gdzie gołym okiem widać, że nic nie jest przypadkowe. Ktoś musiał spędzić niejeden kreatywny wieczór, żeby na stosunkowo niewielkich etykietach zmieścić tyle przydatnych informacji. Ale po kolei - kształt butelki bardzo podobny do tego, do którego przyzwyczaiło nas Tyskie Klasyczne. Gdybym miał jego butelkę pod ręką, to mógłbym to powiedzieć z większą pewnością, ale wydaje mi się że oba opakowania są identyczne. Butelka jest smukła z tłoczeniami korony na szyjce i napisem "Tyskie browary książęce A.D. 1629" na dole. Wszystkie etykiety są wykonane z papieru, który w dotyku sprawia wrażenie szorstkiego. Na głównej etykiecie o bursztynowym kolorze znajdziemy w zasadzie tylko nazwę piwa, przykrytą szyszkami chmielu. Z samego centrum spogląda na nas Jan Henryk XV Hochberg książę von Pless - twórca potęgi tyskiego browaru. Krawatka niewiele się różni od głównej etykiety. Nieco bardziej wyeksponowana jest nazwa serii (Kolekcja specjalności). Znajdziemy tam również informacje o zawartości alkoholu i ekstraktu, oraz skład. A w tym między innymi słód pilzneński, karmelowy, ekstrakt ze słodu palonego, oraz dwa rodzaje chmielu - goryczkowy i aromatyczny. Tylna etykieta jest tym co mnie w tym piwie najbardziej urzekło (jeszcze przed otwarciem). Znajdziemy tu trochę marketingowych bzdur o tym jak szlachetny jest charakter piwa i jak ma idealnie zbalansowany smak, ale znajdziemy też coś czego niestety ze świecą szukać na innych butelkach - informację o tym w jakiej temperaturze najlepiej serwować Czerwonego Lagera i z jakim jedzeniem najlepiej jest go parować (drób, mięsa z grilla, wędliny i przekąski). Co więcej - na niewielkiej grafice możemy obejrzeć kufel, który najlepiej wydobędzie wszystkie nuty zapachowe tego piwa (identyczny kufel zobaczycie również na poniższych zdjęciach). Bardzo ładnie i fajnie to wszystko wygląda! Cieszy fakt, że ktoś dołożył starań, żeby nieco doedukować nas przy degustacji stosunkowo mało popularnego gatunku piwa w Polsce. Bardzo duży PLUS!



    Od środka:

    Czerwony Lager przy otwarciu zachował niemal idealną ciszę. Żadnego syku, zwiastującego duże nagazowanie piwka. Po przelaniu do kufla, co prawda pojawia się na chwilę delikatnie brunatnawa piana, ale równie szybo zanika, wydając przy tym spory "hałas". Pozostawia nas z lekkim kożuszkiem, przykrywającym miedziano-brązowy trunek. Zapach łączy ze sobą gorzkawą, chmielową nutę razem z czymś słodkim, co przypomina mi mamine wypieki. Może trochę w tym wanilii, trochę cynamonu. Pierwszy łyk prawie powalił mnie na kolana - z początku ledwo wyczuwalna goryczka z każdą sekundą przybiera na sile, coraz bardziej przypominając piwa, które jeszcze jako mały piwoszek miałem okazję próbować. Świetnie balansuje się z chmielem i słabo-wyczuwalnym słodem. Bardzo ciężko mi znaleźć wspomniane w składzie "ciepłe karmelowe nuty". Nie ma tu nic słodkiego na tyle, bym nazwał to karmelem, chyba że miałaby to być jakaś gorzka odmiana :)



    Podsumowanie:

    Każdy łyk Czerwonego Lagera przynosi przyjemne orzeźwienie, zmieszane z goryczką (niestety po kilku pierwszych łykach nie jest już ona tak intensywna). Każdy łyk zdaje się krzyczeć "weź następny!". Faktycznie tak jest! Nowe piwo z Książęcego bardzo miło się pije i nie pozostaje mi nic innego jak wyrazić dwie, nieco sprzeczne opinie. Pierwsza na minus - szkoda, że smak z samego początku butelki nie przechodzi dalej. Gdyby tak się stało - Czerwony Lager zasłużyłby pewnie na wyższą ocenę. Z kolei na plus tego piwa powinno się uznać sam fakt istnienia takiego browarka. Zdaje się, że Kompania Piwowarska zauważyła jadący pociąg na trasie Polska -> Piwna Rewolucja i chcę jak najszybciej do tego pociągu wsiąść. Pytanie tylko czy ten pociąg nie jedzie już czasem za szybko? Według mnie nie. Jeżeli KP nadal będzie warzyć piwa z troską o ten segment piwoszy, którzy chcą poznawać nowe smaki i którym znudził się już zwykły, płaski i wodnisty lager, to jest szansa, że pociąg zwolni na tyle, żeby zabrać ze sobą kolejnego gracza. Życzę powodzenia, dając może minimalnie naciągane 7 kufelków! A Wy - dajcie szansę Czerwonemu Lagerowi, bo warto. I nie zapomnijcie podzielić się ze mną swoją opinią :)