środa, 27 czerwca 2012

BITWA! "Tyskie Klasyczne" vs. klasyczne "Tyskie"

Dzisiaj przyszedł czas na pierwszą w historii Jasnego Pełnego potyczkę dwóch piw. W dużej części zawdzięczamy to przemiłej Pani z agencji zajmującej się marketingiem dla Kompanii Piwowarskiej, która pewnego majowego wieczoru napisała do nas z pytaniem o adres do przesłania przesyłki-prezentu. Z dziką radością się na to zgodziliśmy i już kilka dni później u moich drzwi stanął kurier z porządnie zapakowaną paczką. Po zdjęciu ochronnej folii, w całym domu zaczął unosić się zapach drzewa sosnowego, pochodzącego ze skrzyneczki, w którą zapakowane były 3 egzemplarze nowego piwa KP - Tyskiego Klasycznego! Wydało mi się naturalnym, że warto byłoby spróbować porównać to piwko ze sztandarowym produktem koncernu - Tyskim. Poniżej nasze rozważania. Ale zanim o tym, pozwólcie, że na chwilę pochylimy się nad oboma markami - ich historii, genezie i statystykach. Niektóre mogą wydać się Wam ciekawe!

Oj dumnym z tego papieru, bardzo!!



TYSKIE
Jeśli chodzi o stare, dobre Tyskie to chyba nikogo nie zaskoczę, pisząc że jest to lider polskiej branży piwnej. Zarówno w ilości sprzedanych butelek w Polsce jak i za granicą deklasuje pozostałe browary. Wystarczy chyba powiedzieć, że co sekundę sprzedaje się 11 butelek tego piwa!. Jest wielokrotnie nagradzane na najprzeróżniejszych, światowych konkursach (m.in. Złotym Medalem oraz Grand Prix podczas Międzynarodowego Konkursu Branży Piwowarskiej w 2005 roku).

Fakty:

  • 5.6% alkoholu, 11.7% ekstraktu
  • Warzone w Browarze Książęcym w Tychach
  • Pasteryzowane

    Z zewnątrz:

    Jeśli chodzi o butelkę bardziej popularnego z Tyskaczy, to już na wstępie nieco mnie odrzuciła. W zasadzie cała krawatka i większość kontretykiety poświęcone są promocji, dotyczącej dostawom zgrzewek piwa przy okazji meczy Euro 2012. To co jeszcze przyciąga uwagę to tajemnicze stwierdzenie "Zawiera słód jęczmienny". No to co jeszcze tam siedzi? Wolę nie myśleć... Z przodu, na białej etykiecie znajdziemy nieco bardziej rysunkową wersję tyskiej korony, a także dwa z medali, zdobytych przez to piwo (Monachium 2005 i Londyn 2002).



    Od środka:

    Marian
    Monia
    Pierwsze co rzuca się w oczy po przelaniu Tyskiego do kufelka to jego słabe nagazowanie. Gęsta, biała piana bardzo szybko opada i trzeba się nieźle namęczyć, aby ją znowu „podniecić”. Co ciekawe, jedyne unoszące się bąbelki gazu zlokalizowały się dokładnie na samym środku szklanki, tworząc na powierzchni piwa małą, białą plamkę. W zapachu nie znajdziemy tutaj w zasadzie nic odkrywczego. Ciężko nawet mówić o jakiejś jego głębi – dopiero przy którymś kolejnym niuchu poczułem coś co mógłbym nazwać aromatem trawy. Po odstawieniu szklanki na chwilę na bok, można zaobserwować idealnie jednolitą taflę złotego piwa. W kufelku nie dzieje się nic – biały kożuszek nawet przy zamieszaniu ledwo zmienia swoją pozycję. Najtrudniejszym zadaniem jest opisanie smaku Tyskiego, bo podobnie jak było z zapachem – nie ma tu nic na czym można by się oprzeć. Piwo jest może minimalnie gorzkie, ale poza tym to płaskość, pustość i jednolitość.
    W zapachu piwa ulatniają się wyraźne nuty goryczki. Tworząca się przy nalewaniu piana jest puszysta i napowietrzona. Po kilku minutach od nalania wciąż malutkie bąbelki trunku dążą do wydostania się na powierzchnię. Gdy piwo trochę odleży przez cieniutką już pianę przebijają się malutkie ciemne kropeczki uwidaczniając właściwy płyn. Prawdopodobnie przypadkowo na moim na moim piwie tworzy się piwny okrąg, wokół którego zalegają resztki piany. Kolor Tyskiego określiłabym, jako jasno-złoty, po przelaniu go do szklanki ma naprawdę miłą dla oka barwę, można by rzec – prawdziwego, jasnego piwa. Pierwszy orzeźwiający łyk niesie ze sobą wyraźny posmak goryczki, czyli tego, co w piwie lubię najbardziej. Przez chwilę tuż po wypiciu szczypie lekko w język, co jest zauważalne intensywniej podczas posiadania tego trunku w ustach.


    Podsumowanie:


    Marian
    Monia
    Nie ukrywam, że opisanie Tyskiego stanowiło i stanowi nadal, bo wcale nie uważam, żebym zrobił to dobrze, nie lada problem. Ciężko jest znaleźć unikatowy smak w czymś, co pije się dość często. Drugą opcją jest to, że Tyskie nie ma unikatowego smaku. Zostało wyprodukowane tak, żeby spasować jak najszerszej grupie odbiorców i żeby zarówno w zimie, jak i podczas letniego grilla, ludzie często po nie sięgali. Obserwując bardzo różnych ludzi, wychodzących z bardzo różnych sklepów, można odnieść wrażenie, że postawiony cel został zrealizowany. Polacy, bojący się piwnych eksperymentów chętnie zostaną przy czymś co jest sprawdzone i zawsze smakuje tak samo. Dla mnie to zdecydowanie za mało – chcę czegoś więcej, dlatego wystawiam bardzo słabe 3 kufelki. Ostatnia obserwacja – zauważyłem, że jeszcze w zimie Tyskie było nieco bardziej treściwe. Spośród innych półkowych koncerniaków wyróżniało się nieco intensywniejszą goryczką. Teraz strasznie spowszedniało. Nie wiem czy to zamierzony ruch, czy błąd w piwnej sztuce, czy po prostu mój smak uległ zmianie w ciągu pół roku…
    To mój pierwszy raz, kiedy piję Tyskie i zastanawiam się jego smakiem, zapachem i innymi walorami. Nie jest łatwym określić go i wsadzić w jakieś konkretne ramy, gdy przewija się ono przez całe moje dorosłe życie – to w końcu piwo koncernowe, łatwo dostępne, w przystępnej cenie, pojawiające się na imprezach masowych i praktycznie zawsze spotykane w pubach, barach, dyskotekach. Gdy browary regionalne, nie tylko te małe, niszowe, ale i produkujące piwo na szerszą skalę, nie były znane – Tyskie piłam często. Teraz, sporadycznie, na rzecz piw mniej znanych, regionalnych, również zagranicznych. Niemniej to wypite właśnie Tyskie jest poprawne smakowo. Warto przyjrzeć mu się na spokojnie, w domowym zaciszu, gdyż picie typu studenckiego może znacznie zaburzać odbiór tego piwa.





    TYSKIE KLASYCZNE
    Tyskie Klasyczne z założenia ma być piwem dla tych konsumentów, którzy szukają "autentycznych" smaków. Jego skład został zbudowany w oparciu o prawo czystości piwa - nie znajdziemy tu więc nic poza stuprocentowym słodem jęczmiennym, chmielem, drożdżami i wodą. Reklamy na billboardach, głośno krzyczące "Nic dodać" mają być tego potwierdzeniem. Klasyczne ma wracać do tradycji, kiedy piwa były łagodniejsze i bardziej delikatne. Dzięki jedynie podstawowym składnikom, browarek ma się charakteryzować większą pełnią smaku, słodowością z równoczesnymi akcentami chmielowymi. Tyskie Klasyczne na sklepowych półkach możemy oglądać od 23 kwietnia, ale tylko w 6 województwach (łódzkim, opolskim, małopolskim, podkarpackim, śląskim i świętokrzyskim) - na razie nic nie wiadomo o tym, czy stanie się ono dostępne w całej Polsce.


    Fakty:

  • 5% alkoholu, 11% ekstraktu
  • Warzone w Browarze Książęcym w Tychach
  • Pasteryzowane
  • Piwo produkowane zgodnie z bawarskim prawem czystości

    Z zewnątrz:

    Cała butelka Tyskiego Klasycznego została zaprojektowana tak, aby jak najbardziej oddawać ducha dawnego browarnictwa. Podobnie jak na szklanych opakowaniach z XIX wieku - nie znajdziemy tutaj kontretykiety. Pozostałe elementy butelki, wzorowane były na elementach budynku Książęcego Browaru w Tychach. Zarówno na krawatce, jak i na etykiecie głównej, największą część zajmuje korona - główny znak tyskiego koncernu. Na tej pierwszej znajduje się jeszcze rok założenia Browarów Tyskich - 1629. Na etykiecie głównej mamy potwierdzenie, że piwo jest warzone w 100% ze słodów jęczmiennych (ale w odmianach pilzneńskiej i karmelowej). Poza bardzo zgrabnymi i miłymi dla oka tłoczeniami na górnej i dolnej części butelki nie znajdziemy tu już nic nadzwyczajnego.



    Od środka:

    Marian
    Monia
    Opisując Tyskie Klasyczne nie sposób uciec od licznych porównań do jego „klasycznego” odpowiednika z Kompanii Piwowarskiej. Na pierwszy ogień idzie piana i nagazowanie. O ile to drugie niczym się nie różni od pierwowzoru – gazu nie zaobserwowałem, o tyle piana wygląda imponująco. Gęsta, biała czapa przez dłuższy czas zalegała na browarku, bardzo ładnie go przyozdabiając. Zapach jest nieco bogatszy – wyraźnie czuć aromaty słodowe. Gdzieś w tle majaczy delikatna goryczka. W smaku zdecydowanie dominuje słód – czuć go w każdym łyku piwa. Trochę trudniej przychodzi mi odnalezienie nut karmelowych (wszak skład mówi, że takowy słód się tam znajduje), ale za to przy kolejnych łykach zaczyna się mocno zarysowywać chmiel. Tyskie Klasyczne ma nieco ciemniejszą barwę od naszego pierwszego bohatera – ja bym ją określił jako ciemnozłotą. Najciekawsze jest to co się dzieje z piwem pod koniec butelki. Finisz staje się dużo bardziej chmielowy, chociaż słód nadal nie ustępuje za dużo pola. Pojawia się intensywniejsza goryczka. Prawdę mówiąc, dla mnie dużo przyjemniejsza jest ta druga połowa – Tyskie Klasyczne nabiera wtedy charakteru, którego ciężko szukać wśród innych koncerniaków dostępnych w szerokiej sprzedaży.
    Zapach Tyskiego Klasycznego różni się znacznie od jego tradycyjnej wersji. Wyróżnia się, jest „jakiś”, w przeciwieństwie do poprzednika. Piana o charakterze podobnym, z jedną różnicą – bąbelków brak zupełny, a na trunku cienka warstwa gładkiej białej tafli, która po pierwszym łyku zaczyna już zanikać. Po zamieszaniu szklanką piana pięknie przywołuje swój pierwotny charakter o cudownej, bąbelkowej strukturze. Kolor widocznie ciemniejszy od poprzednika, najbliżej mu do złotego. To samo tyczy się smaku, zupełnie się różni, całe szczęście na plus. Jest wyrazisty, mocny, lekko kwaśny, ale kwaśny przyjemnie, nie drażniąco.


    Podsumowanie:


    Marian
    Monia
    Bardzo się cieszę, że dane mi było spróbować Tyskiego Klasycznego. Tym bardziej, że jest to wyraźny znak, że tak duże browary jak Kompania Piwowarska, widzą i zaczynają rozumieć potrzebę zmian. Żałuję, że nie odważyli się na pójście w nieco bardziej niszowy gatunek piwa, tylko wyprodukowali kolejnego jasnego lagera, ale może na to jeszcze jest trochę za wcześnie. Jeżeli wierzyć składowi, podanemu na butelce, sięgając po Tyskie Klasyczne, sięgamy po piwo warzone z naturalnych składników. Nie ukrywam, że nieco nie rozumiem polityki KP, która chwaląc się, że uwarzyła piwo w 100% ze słodu jęczmiennego, równocześnie przyznaje, że Tyskie do którego jesteśmy przyzwyczajeni, naturalnym produktem nie jest. Dla mnie to trochę strzał w stopę. Ale reasumując – Tyskie Klasyczne jest dla mnie pewnym powiewem świeżości, zwiastującym że na mocno zatwardziałej piwnej scenie w Polsce coś zaczyna się dziać. Bardzo również cieszy fakt, że piwo staje się ogólnodostępne zarówno w sklepach w wersji butelkowej, jak i w knajpach w wersji lanej. Za odwagę, bardzo ładną butelkę i przede wszystkim metamorfozę, którą piwo przechodzi w trakcie spożywania jednej butelki – 6 kufelków i nadzieja, że na Tyskim Klasycznym zmiany się nie zakończą!
    Przy porównywaniu takich piw nie da uniknąć się szukania podobieństw i różnic. A może właśnie o to chodziło producentowi? Wzbudzić w konsumencie pragnienie analizy i opowiedzenia się za którymś konkretnym rodzajem Tyskiego, co może stymulować przyszłościowy wzrost produkcji konkretnej odmiany. Mnie Tyskie Klasyczne smakuje bardziej od tradycyjnego, jego walory nadają mu charakteru, określają go w szerokim świecie różnorodnych piw, ich smaków i zapachów. Podoba mi się ta wprowadzona niedawno innowacja marki Tyskie, zdecydowanie wprowadza ona nowe tchnienie w spojrzenie na Tyskie i jego niezmienny smak. Warto spróbować takiej odmiany, nawet jeśli nie dla „przerzucenia się” na nie, a dla poszerzenia swoich piwnych horyzontów oraz bycia świadkiem zmieniającej się przed naszymi oczami historii piwnej.






    A więc bitwa rozstrzygnięta! 12 : 7 dla Tyskiego Klasycznego!!


  • czwartek, 7 czerwca 2012

    Biało-czerwone z Van Pura

    Nie od dzisiaj wiadomo, że Polaków ogarnął szał Euro! Ciężko wyobrazić sobie przedmiot, którego nie dałoby się kupić w biało-czerwonych barwach. Moim faworytem jest bezalkoholowe "piwo" Hunde Bier o smaku wołowiny. Chociaż bezalkoholowe, to podobno świetnie się nadaje do wspólnego kibicowania ze swoim czworonożnym przyjacielem. Jednak nie martwcie się - pomysł spróbowania i opisania Hunde Biera zarzuciłem zaraz po tym, jak przeczytałem, że jest bezalkoholowe :) Dzisiejszy post będzie o innym bohaterze. Ale zanim o nim, to kilka słów o tym, co może interesować wszystkich kibiców-piwoszy w kraju. Jak to będzie z tą dostępnością naszego ulubionego złotego trunku na stadionach i poza nimi?

    Na początek zła wiadomość - UEFA jest nieugięta i nie wydała zgody na sprzedaż piwa (chyba, że bezalkoholowego) na stadionach. Wyjątek stanowią loże VIP-owskie, gdzie będzie można raczyć się zarówno browarkami, jak i mocniejszymi alkoholami. Jeżeli chodzi o strefy kibica, to tutaj decyzja należy do miast organizatorskich, ale nawet jeżeli wydadzą opinię pozytywną, to w myśl obowiązującej ustawy, nie wypijemy tam piwa o zawartości alkoholu więcej niż 3.5%. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedno ograniczenie - w strefach kibica wypijemy tylko piwo marki Carlsberg - oficjalnego sponsora turnieju. Kolejną złą wiadomością jest cena - szacuje się, że za 3.5% piwo w plastikowym kubku będzie trzeba zapłacić aż 10 złotych!

    Obowiązkowy zestaw kibica dla taty i córy

    Fakty:

    • browar: Van Pur S.A.
    • gatunek: lager
    • 5.0% alkoholu, b.d. dot. ekstraktu
    • cena: 2.39 zł.
    • piwo pasteryzowane, w stalowej puszce

    Z zewnątrz:

    Opakowanie piwa jest wyjątkowo proste do opisania. Biało-czerwona kolorystyka całej puszki (warto zaznaczyć, że stalowej!) przewija się ze złotymi wykończeniami. Nie znajdziemy tu żadnych marketingowych sloganów, ani ponadmiarowych informacji, poza "sprawdzona receptura, świeży aromat piwa". Całą resztę możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.


    Od środka:

    Pierwsza obserwacja po otwarciu puszki - tak jakby piwko nie było dolane do samego końca, jakby trochę brakowało. Ale mogę nie mieć racji - w końcu piwa puszkowe pijam ostatnimi czasy bardzo rzadko, a jeszcze rzadziej przyglądam się ich faktycznej objętości. W szklance, po przelaniu pojawia się gęsta biała czapa - całkiem ładna, po chwili obniża się do białego kożucha, żeby finalnie całkowicie zniknąć z piwa, pozostawiając jednolity żółty płyn. Razem z pianą znikają też bąbelki CO2. Nawet po zrobieniu dolewki z puszki, ich ilość się jakoś drastycznie nie zwiększa. W zapachu przeżyłem całkiem miłe zaskoczenie - czuć tutaj zarówno chmiel, jak i słód - całkiem poprawny zapach, ale bez dodatkowych aromatów i rewelacji. W smaku podobnie - ot normalny, przyzwoity lager - ni to słodki, ni to gorzki, taki neutralny.

    Podsumowanie:

    Sięgając po biało czerwone na sklepowej półce, przez moją głowę przebiegały myśli na temat zakończenia tego posta. Biorąc pod uwagę moje poprzednie doświadczenia z browarem Van Pur myślałem sobie, że to piwko, to nie będzie nic innego Donner, albo Barry's, jeno przelany do innej puszki. Miałem już przygotowane zakończenie postu "i oby Polacy wypadli na Euro lepiej niż biało czerwone". Teraz wypada mi to nieco skorygować, bo w puszce w naszych narodowych barwach dostaliśmy całkiem przyzwoite piwo. Nie jest zaskakujące w smaku, ani zapachu, nie wnosi na polski rynek w zasadzie nic nowego, ale myślę, że przy pewnym nakładzie na patriotyczne reklamy i konkurencyjnej cenie, miałoby szanse konkurować z produktami Grupy Żywiec i Kompanii Piwowarskiej. Dużym plusem jest małe nagazowanie piwa, co pozwala na pochłonięcie większej ilości puszek podczas dopingowania naszych chłopaków. Do boju Polska!