sobota, 31 marca 2012

Staropramen Granat

Zima przyniosła nam kilka nowych piwek i nowych jego rodzajów. Z tych ogólnodostępnych pojawił się Żywiec Bock. Pojawiła się również cała seria piw słodko-świątecznych. O tych, które ja spróbowałem możecie przeczytać tutaj (Kormoran Świąteczne) i tutaj (Tatra Grzaniec). Ale do rzeczy - główna działalność branży piwnej przypada na miesiące wiosenno-letnie, kiedy ludzie dla ochłody coraz chętniej zaglądają w kufelki. A te miesiące w tym roku zapowiadają się bardzo ciekawie!


1) Browar Jabłonowo wprowadza na rynek piwo Altbier - pierwsze typowo niemieckie piwo górnej fermentacji w Polsce. W smaku ma dominować chlebowa słodowość, wieszająca się z wyraźną goryczką. Zobaczymy jak wyjdzie to połączenie. Cena około 5zł.

2) Lwówek Śląski (o którego piwkach już pisałem tu (Ratuszowy) i tu (Książęcy)) wprowadza na rynek dwa nowe browarki. Wrocławskie to kolejne nieutrwalone (niepasteryzowane i niefiltrowane) piwko, mające się charakteryzować lekkością (wynikającą z mniejszej ilości ekstraktu - 10%). Kupimy go w cenie 3zł. Drugą propozycją Marka Jakubiaka jest Lwówek Belg, piwko w stylu ale belgijskiego. Charakteryzuje się mocnymi posmakami owocowymi. Na razie nie ma go w sklepach - cały zapas został wykupiony. Będzie dostępne na początku kwietnia.

3) Regionalny Browar Kormoran odświeża markę piwa Olsztyńskiego, zmieniając jego recepturę. Cały czas jest to jasny lager, ale do jego produkcji użyto unikalnej odmiany chmielu Sybilla (wyhodowany z krzyżówki chmielu lubelskiego i dzikiego chmielu z terenów byłej Jugosławii).

4) Carlsberg wprowadza Somersby - jabłkowy napój piwny... Widziałem go już w sklepach, ale jakoś się jeszcze nie zmusiłem, żeby go spróbować...

5) Browar Łomża spróbuje nas uraczyć swoim kolejnym produktem - Łomżą Export Niepasteryzowaną. Biorąc pod uwagę zasłyszane opinie o dodawaniu zmętniaczy do ichniejszego piwa miodowego - raczej się do tego nie przekonam...

6) To jest dość ciekawy news - Carlsberg specjalnie na Euro 2012 wprowadzi wersją Light swojego piwa - tak, aby zgodnie z polskim prawem móc je sprzedawać na imprezach masowych. Browarek ten będzie miał do 3.5% alkoholu. Na stadionie Widzewa dostępny jest już również lekki Harnaś.

7) Znowu browar Jabłonowo! Tym razem wzmacnia swój arsenał o Weizenbocka. Cena tego produkowanego w Niemczech pszeniczniaka ma się wahać w granicach 5.50zł. Co ciekawe - jest to piwko, które fermentuje w butelce! Jest niefiltrowane i niepasteryzowane! Bardzo na nie czekam...

8) Na początku kwietnia Kompania Piwowarska planuje wprowadzenie swojego nowego piwka. Na razie nie chcą zdradzić co to będzie. Wcześniej KP zaproponowała rzadko spotykany w Polsce sposób podawania piwa. W wybranych pubach i lokalach można napić się Tyskiego prosto z tanka. Oznacza to, że zaraz po uwarzeniu niepasteryzowane piwo przelewane jest do specjalnego cylindrycznego pojemnika. Stamtąd bezpośrednio trafia do lokalu. Na razie ten bardzo popularny w Czechach czy w Niemczech sposób dystrybucji będzie testowany w kilkunastu pubach i restauracjach na południu Polski.


Fakty:

  • 4.8% alkoholu, brak informacji o ekstrakcie
  • Piwo z gatunków półciemnych lagerów (ležák polotmavý)

    Z zewnątrz:

    Pierwszy minus widać już po samym wzięciu piwka do ręki - zielona butelka. Na bardzo ładnych, granatowych etykietach znajdziemy datę 1869 - rok założenia browaru Staropramen. Kilka rzeczy mi się w tej butelce naprawdę spodobało:
  • kapsel nie jest do końca oklejony aluminiowym czymś
  • kod kreskowy nie jest typowym, więziennym prostokątem, ale przybiera kształt butelki piwa
  • fajna, nieregularna etykieta przednia z ładnym logo. A w nim poza dużą literą S, złota gałązka chmielu i jęczmienia.
    Najbardziej zaskakujący jest skład, bo poza typowymi składnikami, jak słód jęczmienny, bawarski i karmelowy, znajdziemy tu syrop maltozowy, produkty chmielowe (chmelove produktý, cokolwiek by to nie było) i izomerizovaný chmelový extrakt, a to mi brzmi już podejrzanie...


    Od środka:

    Już zaraz po otwarciu ze Staropramena zaczął wychodzić fantastyczny zapach, który spotęgował się po przelaniu do szklanki. Najlepiej przyrównać go do IPY z browaru Pinta, chociaż jest jednak trochę słabszy. Mieszanka zapachu traw, ziół i cytrusów na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym i na długo zapadnie w pamięć. Kolorystycznie Granat to ciemny bursztyn z troszkę szarawo-żółtawą, gęstą i długotrwałą pianą, utrzymującą się pomimo małego wysycenia piwa. Smak jest mocno adekwatny do zapachu – znowu znajdziemy tutaj nieco słabszą wersję Pintowego piwka. Na pewno mocno swoją obecność sygnalizują owoce cytrusowe, a w szczególności grejpfrut, który daje też dużo swojej goryczki.
    Finisz Staropramena nieco traci na mocy – nie jest już tak wytrawnie gorzki, a staje się trochę bardziej „wyblakły” i maślany. Mimo to, do ostatniego łyku to piwko pije się ze smakiem i przyjemnym aromatem.

    Podsumowanie:

    Sięgając po Staropramena miałem bardzo mieszane uczucia. Czytając z etykiety, że jest to piwo półciemne, spodziewałem się raczej czegoś mało charakterystycznego, o czym szybko zapomnę. Może spowodowane to jest tym, że jestem jakoś uprzedzony do tego browaru, sam nie wiem czemu. Bądź co bądź – będę musiał to zweryfikować, bo Staropramen Granat wypada naprawdę dobrze i z olbrzymią ciekawością sięgnę po inne piweczka z tego browaru.
    Jeśli chodzi o ocenę, to pewnie gdybym nigdy nie spróbował piwka z Pinty, to ilość kufelków byłaby bliska maksymalnej i mojej rekomendacji. Wiem jednak, że piwo tego gatunku może być jeszcze bardziej wytrawne, a przez to dla mnie jeszcze lepsze – więc za to jeden kufelek w dół. Drugi kufelek leci za trochę słabszy finisz. W rezultacie – 8 naczynek (pomimo dość podejrzanego składu…)

  • niedziela, 18 marca 2012

    Tatra Grzaniec - od Sumerów do przeziębienia

    No i stało się - dopadło mnie pierwsze w tym roku przeziębienie... ( mojego pracodawcę pragnę zapewnić, że post powstawał jakieś 2 miesiące temu :) Teraz jestem już okazem zdrowia i nie zamierzam przynieść żadnego wirusa do biura!) A już miałem nadzieję, że jakoś w tym roku dociągnę do wiosny, bez tradycyjnego roztopowego choróbska. No cóż - nie będę się rozwodził nad moim stanem zdrowia, bo trza by pewnie było do tego celu powołać do życia kolejnego bloga. Próbując podejść do sprawy optymistycznie, uznałem że to może być dobry moment na lekarstwo znane od wieków - grzane piwo! Z racji wrodzonego lenistwa postanowiłem, że zamiast robić to piwo samemu, spróbuję nowy produkt Grupy Żywiec - Tatrę Grzaniec!

    UWAGA: Każdy kto ma ochotę spróbować tejże Taterki musi się spieszyć - w sklepach będzie dostępna tylko do końca marca 2012 roku!

    Zanim o samym piwku, to szybka garstka newsów:

    1) Lech wprowadza na rynek lodówkomaty! Każdy kto w tej chwili pomyślał o maszynkach, które same chłodzą piwo do optymalnej temperatury jest w podobnym błędzie jak ja. Chodzi o zwykłe kartoniki, o wymiarach które z łatwością zmieszczą się do lodówki. Opakowanie takie, "którego jeden z boków w łatwy sposób można rozerwać, zawiera osiem puszek o pojemności 330 ml". Jakież to niesamowite i innowacyjne! Heloł!

    2) Niejaki Peter Damerow z Instytutu Maxa Plancka w Niemczech odtworzył pradawną recepturę na piwo, które było ważone wśród cywilizacji Sumerów. Fakt, iż lud ów żył 4 tysiące lat przed naszą erą, czyni te piwa zdecydowanymi przodownikami, jeśli chodzi o tradycyjność i wieloletniość receptury :). Niestety, z powodu bardzo niewielkiej ilości informacji, ciężko jest nawet określić, czy mezopotamskie piwo w ogóle posiadało alkohol, oraz co było jego głównym składnikiem...

    Jak się powinno przyrządzić idealne grzane piwo? Mi najbardziej do gustu przypada przepis studencki (ze względu na swoją prostotę), ale chętnie poznam Wasze sposoby na przyrządzenie najlepszego grzanego lekarstwa. Nie wahajcie się umieścić ich w komentarzach!


    Składniki:
  • Jajko (w sumie to samo żółtko)
  • Piwo (jasne, zwykłe piwo, dobrze by było żeby nie było najtańsze)
  • Przyprawy (cynamon, goździki)
  • Cukier (około 4 łyżeczek)

    Robi się koło 15 minut. Wlewamy piwo do garnka, wsypujemy cynamon i goździki (w zależności od smaku i potrzeb, ewentualnie przyprawę do grzańca). Stawiamy garnek na ogniu i podgrzewamy z rzadka mieszając.

    UWAGA! Piwo nie może się zagotować (alkohol wyparuje, a tego przecież nie chcemy :)).

    W międzyczasie wbijamy żółtko do kubka czy garnuszka, dosypujemy cukier i ucieramy na kogel-mogel. Gdy piwo się podgrzeje (mniej więcej jak będzie się chciało zacząć gotować) wlewamy je do kufla. Dobrze jest wyciągnąć wcześniej goździki (strasznie później denerwują). Następnie powoli mieszając (tak, żeby nie zaczęło uciekać) wlewamy kogel-mogel.

    Najlepiej pić przed snem w łóżku.



    Tak patrząc na ten przepis i składniki, to nie chce mi się trochę wierzyć, że moja Taterka będzie smakować podobnie jak powyższe grzane piwo (pomimo, że to przecież wersja studencka!), no ale nie oceniajmy książki po okładce, ino dajmy jej szansę!


    Fakty:

  • Piwko w limitowanej edycji, dostępnej od 11.2011 do 3.2012
  • Sugerowana cena detaliczna: 2.95 zł
  • 5.8% alkoholu, 16% ekstraktu (chociaż nie podano tego na butelce)

    Z zewnątrz:

    Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że etykieta Tatry Grzaniec bardzo przypomina etykiety pozostałych piwek z tej serii. Różnicą jest kolorystyka. Zamiast żółtej (Tatra Pils) i czarnej (Tatra Mocna), ta jest ciemno czerwona, wręcz bordowa. Nawet mi się ta kolorystyka podoba - wygląda rozgrzewająco. Z etykiety frontowej wita nas uśmiechnięty baca z dużym kuflem dymiącego piwka. Zastanawiają mnie tylko jakieś takie niby serwetki, które są narysowane zarówno na przedzie, jak i na krawatce. Rozumiem, że zostały tam umieszczone po to, żeby trochę "zapełnić" pustą przestrzeń, ale dlaczego wybór padł akurat na takie haftowanki - tego to ja nie wiem... Na przodzie znajdziemy też taki niby-stempel z napisem "Podgrzej i gotowe" - sam nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony fajnie, że nie trzeba dokupywać żadnych składników, ale z drugiej strony, to brzmi trochę jak reklama zupki chińskiej z Radomia, których fanem nie jestem...

    Co dalej? Kapsel - brązowy z nazwą piwka, trochę ubogi, więc czas obrócić butelkę! Na kontretykiecie, poza standardową notką o producencie, datą ważności i ceną sugerowaną, znajdziemy tu kilka wyróżniających rzeczy:

  • Po pierwsze primo - sposób przygotowania - "Przelej grzańca do garnca, podgrzej do około 70 stopni i gotowe!"
  • Po drugie primo, ultimo - skład. A tam znajdziemy takie kwiatuszki jak syrop glukozowo-fruktozowy, regulator kwasowości i "naturalne aromaty". Ile razy widzę coś takiego, tyle razy zapala mi się czerwona lampka, że coś będzie smakować chemią. Zobaczymy.






    Od środka:

    Ekhu ekhu... W piwie zdecydowanie dominuje słodycz. Jest ulipowate i przez to trochę mdławe. Ale to nie jest taka słodkość z maminego soku malinowego, tylko z jakiegoś sprytnie dobranego sztucznego czegoś. Trochę podchodzi to gumą do żucia, trochę jakimś bardzo słodkim, kolorowym, gazowanym napojem. Z piwem natomiast niewiele ma to wspólnego. Jeśli chodzi o zapach, to z lukrowatości przebija się czasem zapach dwóch goździków, ale bardziej czuć naloty spirytusowe. Pozostał mi jeszcze wygląd piwa - piana biała, bardzo nietrwała, kolor złoty, albo ciemnożółty (spodziewałem się raczej czegoś wpadającego w czerwień...).

    CZAS PODGRZAĆ PIWO


    Oj... coś po pierwszym kufelku nie czuję się najlepiej. Trochę zaczęła mnie ćmić głowa i brzuch. Ale może grzane piwo mnie uleczy? Niestety na to się absolutnie nie zapowiada - piwo po zagrzaniu stało się bardzo mocno nagazowane - każdy łyk rozrzuca setki bąbelków po całych ustach. Smak słodyczy został zastąpiony przez coś, co bardzo ciężko mi określić inaczej niż coś miętowo-spirytusowego. Zapach zmienił się podobnie.

    Podsumowanie:

    Reasumując - Tatra Grzaniec mi kompletnie nie smakuje. Nie tyle, że nie czuję tu nic piwnego (rozumianego jako goryczkę, albo chmiel), bo przecież w Kormoranie Świątecznym też tego nie było czuć, ale to piwo nawet nie smakuje naturalnie! Po podgrzaniu zrobiło się niepitne i z przykrością, ale muszę to powiedzieć - drugie pół butelki leci do zlewu. Żal mi żołądka... Zdecydowanie odradzam! O ile chłodne piwo jest po prostu słabe, to zagrzane (a tak chyba powinno się pić Tatrę Grzaniec) to jakieś totalne nieporozumienie - 1 kufelek i ani ćwierć więcej.




  • wtorek, 13 marca 2012

    Hirter Morchl - i o fermentacji słów kilka!

    Kolejny wpis - kolejne piwerko z Austrii!
    I kolejny raz za zasługą Bartka, który owo piwko mi przywiózł. Kolejny raz dziękuję!

    Historia browaru Hirt, z którego pochodzi Hirter Morchl zaczyna się w 1270 roku. To wtedy pojawiają się pierwsze zapiski o tawernie, zlokalizowanej przy jednym z głównych szlaków handlowych i otwartej przez cały rok. W 1873 roku Hirt był jednym z nielicznych browarów w Austrii, a jedynym prywatnym w całym rejonie Karyntii. Podobno jakość piwa wynikała z krystalicznie czystych górskich potoków, na których browar bazuje i dziś.

    Hirter Morchl jest piwem z gatunku ciemnych lagerów monachijskich (Munich Dunkel Lager). Gdyby się na chwilę pochylić nad tą nazwą:

  • Munich - ta część nazwy wzięła się ze specjalnego rodzaju słodu monachijskiego. Jak sama nazwa wskazuje, jest on bardzo popularny w Monachium i w całym rejonie Bawarii
  • Dunkel - tym mianem określane są ciemne (od bursztynu do ciemnego brązu), niemieckie piwa, charakteryzujące się dużą słodowością (czyli zazwyczaj bazujące na słodzie monachijskim). Ich moc, to coś pomiędzy 4.5%, a 6%. Określeniem tym nazywa się również niektóre ciemne piwa pszeniczne
  • Lager - tak określane się wszystkie piwa dolnej fermentacji (browarki z górnej fermentacji to ale)

    Skoro już jesteśmy przy fermentacji, to może warto kilka słów o niej powiedzieć (a nuż się w końcu nauczę, która jest jaka):

    Fermentacja DOLNA:


    To najbardziej popularny rodzaj fermentacji w piwowarstwie, której wynikiem (jak już wspomniałem wcześniej) są piwa typu lager. Drożdże używane do tej fermentacji, swoją pracę rozpoczynają już przy temperaturze 10C! Przez 4 tygodnie dojrzewania piwa, drożdże opadają na dół fermentatora, przez co w wyniku dostajemy jasne, klarowne, ale jednak dość płaskie smakowo piwo.

    Fermentacja GÓRNA:


    W przeciwieństwie do fermentacji dolnej - drożdże nie opadają na dno, ale osadzają się na powierzchni brzeczki. Cały proces przebiega w temperaturze 16-24 stopni. Użycie tego rodzaju fermentacji sprawia, że cały proces przebiega znacznie szybciej, a produkt końcowy zawiera większą ilość wyższych alkoholi i estrów, które stanowią o oryginalnym smaku i zapachu piwka. To właśnie fermentacja górna była stosowana do produkcji pierwszych piw i wiodła prym aż do odkrycia metod chłodzenia. Tutaj znajdziemy takie piwa jak pszeniczniaki, stouty, lambic-i i ale, o których będzie coś więcej w którymś z kolejnych wpisów...

    Fermentacja SPONTANICZNA:


    W tym rodzaju fermentacji brzeczki piwa nie zaszczepia się drożdżami, ale zostawia ją w otwartych beczkach lub kadziach. Drożdże przedostają się do brzeczki razem z powietrzem i po obniżeniu temperatury zaczynają swoją pracę. Metoda ta jest bardzo czasochłonna - trwa od kilku miesięcy do roku. Używa się jej tylko w Belgii do produkcji piwa typu lambic.


    Po takim dość naukowym wstępie - przejdźmy do naszego dzisiejszego bohatera - piwka Hirter Morchl z austriackiego browaru Hirt!


    Fakty:

  • 12.8% ekstraktu, 5.0% alkoholu
  • W 2010 wybrane najlepszym austriackim piwem ciemnym
  • Niepasteryzowane (ale za to podwójnie filtrowane)

    Z zewnątrz:

    Butelka Hirtera to chyba jedno z najbardziej ascetycznych szkieł, jakie przyszło mi kiedykolwiek opisać. Na przedniej etykiecie, imitującej średniowieczną, zapieczętowaną kartę papieru znajdziemy tylko nazwę piwa, logo (najprawdopodobniej browaru, chociaż nigdzie nie znalazłem potwierdzenia) i datę 1270. Podobny zestaw informacji znajduje się na krawatce (która nota bene ma dość oryginalny kształt). Kontretykieta wcale nie jest bogatsza w informacje - na podobnej imitacji średniowiecznego papieru, też znajdziemy logo, datę oraz najbardziej podstawowe informacje o piwku. Mało tego wszystkiego... Słabo...






    Od środka:

    Piwko przy otwieraniu nie wydzieliło w zasadzie żadnego syku. Po przelaniu do szklanki szarawa piana utrzymywała się przez krótką chwilę, po czym zniknęła całkowicie, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Piwo w tym stanie ze swoją czarną barwą wyglądało jak cola. Po energicznym wzmieszaniu trunku, udało się na nowo wzbić nieco piany i silnie karmelowo-palony zapach, przebijający się na zmianę ze słodowością. Wysycenie piwa po szczypaniu w ustach oceniłbym na jakieś 7/10. Smak piwa mnie nie zaskoczył - tego się właśnie po nim spodziewałem. Smakuje jak lekki porter, czyli ma mocne posmaki karmelu, mieszające się z goryczką, jednak słabszą niż w najczarniejszym z Żywców. Dodatkowo, przy finiszu poczułem jakieś maślano - trawiaste posmaki... Ciekawe co musiałem wcześniej wszamać, żeby znaleźć tutaj takie egzotyczne jak na ciemnego lagera aromaty :)

    Podsumowanie:

    Może wynika to z mojej całkowitej nieznajomości tematu bardzo ciemnych piw, ale jednak Hirter Morchl niczym mnie nie zaskoczył. Każdy łyk smakował podobnie, nie prezentując sobą niczego, co zapamiętałbym na dłuższy czas. I chociaż piwko z każdym łykiem robi się coraz bardziej karmelowe, to jednak dla mnie to trochę za mało. 5 kufelków...
  • czwartek, 8 marca 2012

    Altenmünster Hefe - Weissbier

    Dzisiaj przyszła kolej na kolejne sprezentowane mi piwko z narciarskiego wyjazdu mojego kolegi.
    Bartku - ponownie dziękuję za fantastyczny prezent!

    Ale zanim przejdę do oceny samego piwka, muszę się czymś pochwalić - byłem na swoim pierwszym kursie degustacji piwa! I muszę przyznać, że wyniosłem z niego dużo więcej niż się spodziewałem (nie, nic nie ukradłem...). Bo nie tylko dowiedziałem się skąd bierze piwo, jakie są jego gatunki, jak je podawać, w jakim szkle (i czemu szklanka, którą zobaczycie poniżej jest taka fajna), z czym jeść (nawet miałem okazję popróbować różnych serów i bakalii), ale przede wszystkim przedegustowałem piwa, o których, gdyby nie fakt, że czuwał nad nami prawdziwy piwny znawca, to powiedziałbym, że połowa z nich jest zepsuta :). Miałem okazję spróbować takich gatunków jak pilsner, stout, ale, tmave, lambic, ipa, witbier i jeszcze kilka, których nazw nie pomnę.
    W sumie kurs mogę polecić każdemu, kto choć trochę interesuje się tematem piwa. Tym bardziej, że 1 kwietnia jest jego kolejna edycja! Więcej informacji znajdziecie tutaj. Na pewno JasnePełne zyska nieco dzięki temu, czego się tam nauczyłem.
    A jak już będziecie w tej knajpie z powyższego linku - przycupnijcie tam na chwilę. To zdecydowanie miejsce warte zaznaczenia na piwnej mapie Krakowa. Przeróżne gatunki piwa podane w odpowiedniej temperaturze i szkle, po które chłopaki sami jeżdżą do Belgii, czy Czech. Regionalne piwne przekąski z Czech i przede wszystkim - ściana zrobiona z kapsli! To wszystko składa się na genialny smak serwowanego tam piwa. Gorąco polecam!



    Jeśli natomiast chodzi o naszego dzisiejszego bohatera, to skupię się tylko na fakcie, jakim gatunkiem piwa jest Altenmünster Hefe - Weissbier. Hefe-Weissbier służy do określenia piw pszenicznych, produkowanych metodą górnej fermentacji, które nie zostały poddane procesowi filtracji. Stąd drobinki drożdży i mętny kolor. Charakteryzuje się on niską goryczką i mocnym nagazowaniem. W smaku tych piw często można wyczuć goździki, coś medycznego (:D), ale również aromaty dymne.

    Fakty:

  • 5.5% alkoholu, 13.4% ekstraktu
  • Piwo pszeniczne, niefiltrowane, górnej-fermentacji

    Z zewnątrz:

    Piwo jest rozlewane do bardzo ładnych, pękatych krachli, w których rola etykiety jest ograniczona do minimum. Nie znajdziemy tutaj typowej, opasłej etykiety na przedzie, ale małą, lichą krawatkę ze stosunkowo niewielką ilością informacji, jak skład (piwko zrobiono ze słodu pszenicznego i jęczmiennego), producent i data przydatności. Z bardziej interesujących rzeczy - przeczytamy, że piwo zostało uwarzone według zasady Reinheitsgebot, czyli bawarskiego prawa o czystości piwa. Zarówno na kapslu, jak i czterech tłoczeniach z boków butelki jest pokazany i nazwany klasztor w Ulten (mieścinie we Włoszech, gdzie mieszka nieco ponad 3000 ludzi, z czego ponad 99% mówi po niemiecku), chociaż nigdzie w internecie nie znalazłem informacji, żeby tam faktycznie znajdował się budynek chociaż trochę podobny do tego na butelce.
    Z całego wyglądu zewnętrznego najbardziej zaskoczył mnie fakt, że butelka nie była do końca wypełniona piwkiem. Kończyło się ono jeszcze pod górnym zagięciem - nie wiem czym to mogło być spowodowane. Może taka jest specyfika lania pszenicznych piw do takich butelek?






    Od środka:

    Już samo otwarcie krachli spowodowało u mnie nie lada emocje. Nie przeszło mi przez myśl, że piwo pszeniczne jest pewnie mocno zgazowane i radośnie otwierałem butelkę, robiąc szczelinę pod korkiem w moją stronę. Kątem oka zauważyłem lecącą we mnie z prędkością zdecydowanie za szybką smugę dwutlenku węgla. Przeszła na szczęście po uchu, wprawiając je w niezłe drgania. Do notesu mądrości Marianka wędruje:
  • 1) Piwa pszeniczne w krachlach są bardzo mocno zgazowane.
  • 2) Krachle otwierać od siebie, a nie na siebie :)

    No ale do rzeczy. Piwko po przelaniu do pokalu pokryło się gęstą, jasną (ale nie śnieżnobiałą) pianą. Utrzymuje się ona przez pewien czas aż do pozostawienia "osadu pianowego". Barwa piwa, to na moje oko coś pomiędzy bursztynowym, a jasnobrązowym w mętnym (jak to przystało na niefiltrowane piwa pszeniczne) odcieniu. W zapachu, zaraz po otwarciu dało się wyczuć aromaty drożdżowe, które potem przeradzają się w silny zapach słodowości z domieszkami bananów, karmelu i kwaśnych cytrusów. Zapach nie przypomina raczej leciutkich piw pszenicznych - jest nieco cięższy, mocniejszy. W smaku bardzo mocno wyczuwalne są kwaśne jabłka i banany. Brak mi takiego charakterystycznego smaku piwa pszenicznego (chociaż nie jestem specem w tym gatunku piw!). Nie ma goryczki. Piwko jest raczej słabo nasycone - nie szczypie w język. Finisz z resztkami drożdży jakby nieco mniej cierpki, a trochę bardziej gorzko-karmelowo-dymny.

    Podsumowanie:

    Na wstępie podsumowania muszę powiedzieć jedno - wybranie się na kurs degustacji piwa to był fantastyczny wybór. Nie dość, że dowiedziałem się masy nowych i ciekawych rzeczy, to zawsze mógłbym przecież doczytać, ale co najważniejsze - przed kursem to piwo bym zdecydowanie odrzucił. Nie wpasowywałoby się w moje rozumienie tego trunku, czyli gorzkiego, jasnego, przejrzystego i zimnego płynu. Teraz nie dość, że nie uznaję tego piwa jako zepsute, ale nawet udało mi się (mam nadzieję, że chociaż trochę trafnie) zlokalizować co w tym piwie może siedzieć. Jestem z siebie MEGAdumny! Samo piwko chyba zasługuje na 7 kufelków :)