środa, 26 października 2011

Staropolskie Mocne - czyt. "Czy ja to przeżyję?!"

W życiu każdego przeciętnego piwosza (czyt. mnie) są momenty, z których nie jest do końca dumny. Jednym z takich moich momentów było kupno całkowicie eksperymentalnego trunku (czyt. Staropolskiego Mocnego). Miało to miejsce podczas wakacyjnego powrotu z Bieszczad, kiedy to na postoju na jednej ze stacji benzynowych moim oczom ukazał się piękny widok - piwo w prawdziwie męskim rozmiarze (czyt. 1.5 litra) w niebywale interesującej cenie (czyt. 5.60 za butelkę)! Jakoś wtedy, pewnie przez zmęczenie, albo "rozkojarzenie" (w końcu nie byłem kierowcą :)) nie pomyślałem, że może to piwo jednak nie być tak dobre na jakie się zapowiada i wziąłem butlę. Dzisiaj podczas odkurzania piwnych zapasów, wrócił mój koszmar z wakacji, z którym do tej pory nie miałem okazji (czyt. nie chciałem) się zmierzyć. Niestety Staropolskie Mocne nadal spełnia podstawowe kryterium eksperymentującego piwosza (czyt. nie jest "bardzo" przeterminowane), więc chyba muszę stawić mu czoła... Ciekawe czy da się znaleźć w internecie jakieś informacje na jego temat?

Poszukałem i muszę przyznać, że nieco się zdziwiłem. Otóż na niesamowicie oczojebnej czerwono-zielonej stronie, z której nie sposób wyciągnąć jakąkolwiek informację (niby jest dział Historii i może nawet ciekawy, ale przy pierwszym paragrafie moje oczy powiedziały, że to nie jest tego warte) jest jedno zdanie, które sprawia że zaczynam się zastanawiać czy nie za szybko wydałem swoją opinię... Okazuje się, że browar ze Zduńskiej Woli w 2008 roku zmienił właścicieli, a już rok później ich piwo (szkoda, że nie ma napisane które piwo) zdobyło Chmielaka Krasnostawskiego. Staropolskie Mocne zostało również nagrodzone medalem Polagra Food (cokolwiek to znaczy). Więc może cała ta cena i nieco odrzucająca butelka jest po prostu elementem marketingowym, mającym na celu zwerbowanie klientów? Nic to - w najgorszym wypadku będę musiał posypać głowę popiołem i przeprosić za wstęp. Biorę się do roboty!

Fakty:

  • 7% woltażu, brak informacji o ekstrakcie
  • Z tego co pamiętam 5.60zł na stacji benzynowej
  • Browar Staropolski w Zduńskiej Woli
  • 1.5 litrowa butelka PET


    Z zewnątrz:

    Butelka Staropolskiego Mocnego należy do nielicznego grona polskich "dużych" piw. Ma całe 1.5 litra i niestety (wiem, wiem - szklana butelka byłaby za droga) jest wykonana w całości z plastiku. Idąc od góry - ceramiczny kapsel (to na pewno ma jakąś nazwę) jest miłą odmianą od zwykłych zakrętek, którymi zakręcane są PETy Warki. Papierowa "plomba" idąca od szyjki butelki do tegoż kapsla przypomina mi jedynie o tym, żebym sprawdził czy zapłaciłem ostatni rachunek za prąd. Niżej dochodzimy do etykiety, plastikowej jak cała reszta. Na niej po dłuższej chwili znajdziemy datę ważności (chyba, że moje oczy jeszcze nie przyzwyczaiły się do innych kolorów niż czerwona zieleń), kilka medali (m. in. TAROPAK 2008 za najlepsze opakowanie :)), oraz skład - a w nim... woda oligoceńska! Swoją drogą, chyba muszą tą wodę przegotowywać, żeby piwo wytrzymywało kilka miesięcy. Ostatnią rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę jest informacja o tym, że "Podziałka umieszczona na ściance butelki jest dla Państwa wygody i ma charakter informacyjny". OK - podziałkę znalazłem po minucie szukania, ale to są tylko delikatne wyżłobienia w butelce. Żadnych cyferek, mówiących o ilości wypitego trunku nie znalazłem - nie wiem co w tym wygodnego... Reasumując - opakowanie mnie nie zachwyca. Jeżeli ja bym przyznawał nagrodę TAROPAK 2008, to chyba poszukałbym innego kandydata. Ale nie oceniajmy książki (piwa) po okładce (etykiecie) - czas otworzyć!


    Od środka:

    Po otwarciu i nalaniu pierwszej szklanki nie bardzo wiem od czego zacząć, a rzadko mi się to zdarza. Zapach przypomina coś nieświeżego (chociaż do końca ważności piwa jeszcze kupa czasu), piany kompletnie brak, gaz bardzo szybko znika, ale to wszystko to jeszcze nic w porównaniu do koloru i smaku. Piwo jest ciemne i mętne - chciałbym wierzyć, że wynika to z jego naturalnego pochodzenia. W smaku jest niedobre - kompletnie wygazowane, bez zadnej goryczki. Zamiast tego jest słodko-kwaśne i przy jednym łyku dominuje słodycz, a przy drugim nieprzyjemna kwaskowatość.

    Podsumowanie:

    Możliwe, że z racji mojego laicyzmu w świecie piwa nie potrafię docenić jakiś ukrytych walorów Staropolskiego Mocnego, które dały mu Chmielaka. Dla mnie ten browarek jest typowym, kiepskim, żulowym trunkiem, po którego więcej na pewno nie sięgnę. Co gorsza - mam półtora litra czegoś, co mi kompletnie nie smakuje, no ale piwo to piwo - nie wypada wylać. Jakoś to przemęczę, ale wysokiej oceny nie przydzielę, bo dla mnie to się do codziennego picia nie nadaje...



  • wtorek, 11 października 2011

    Nawojkowy Leżajsk

    Czasem jest tak, że w trakcie długiego i ciężkiego dnia, potrzeba chwili czasu żeby przysiąść, napić się pysznego zimnego piwka i po prostu zaplanować swój dalszy harmonogram. Do tego celu idealnie nadaje się prawdopodobnie najlepszy klub studencki w Krakowie – Nawojka. Mam nadzieję, że nikomu nie przejdzie nawet przez myśl, że ten wpis ma charakter komercyjny – ten kto mnie choć trochę zna, wie że Nawojka w moim sercu zajmuje specjalne miejsce. To tutaj na pierwszym, drugim i każdym kolejnym roku człowiek urywał się z wykładu, żeby w dobrym towarzystwie napić się zimniutkiego, złocistego trunku, to tutaj wyskakiwał z domu na mecze i nigdzie indziej tylko tutaj zostawił kawał swojego akademickiego życia.

    W Nawojce mamy dostępnych kilka różnych gatunków piwka. Niestety wszystkie z nich to raczej szlagierowe produkty polskiego (akurat!) przemysłu browarniczego. Napijemy się tu m.in. Żywca, Tatry, Warki i naszego dzisiejszego bohatera – Leżajska Pełnego!
    Niestety nie dysponuję zdjęciem z knajpki - nie miałem przy sobie aparatu, robić zdjęcia laptopem przy tej ilości ludzi się nie odważyłem :)


    Fakty:

  • Leżajsk Pełny z Grupy Żywiec (pamiętam jeszcze te czasy, kiedy Leżajsk był produkowany u siebie, w niewielkim browarze o tej samej nazwie)
  • 5.5% woltażu, niestety na puszce brak informacji o ekstrakcie
  • Cena „Nawojkowa” – 4.50 zł


    Z zewnątrz:

    Pomimo wielu, bardzo rozlicznych zalet Nawojki (jak chociażby cena piwa, która na warunki knajpowo-klubowe w Krakowie jest wyjątkowo niska) piwo tutaj podawane ma kilka wad. Jedną z nich, która również dotyczy naszego bohatera jest opakowanie. Nie znajdziemy tutaj piw w szklanych butelkach, tylko wersje puszkowe. Dla osoby, która jest przyzwyczajona do pociągania browarka ze szklanej szyjki, pozostaje tylko przelanie piwka do kufla. Tutaj znajdziemy kolejne dwa minusy – pomimo tego, że na barze znajdują się firmowe kufle Leżajska, to pani za barem poda nam piwko w tym, co jej pierwsze wpadnie w ręce – ja dostałem w tradycyjnym żywieckim kuflu. Drugą znaczącą wadą jest to, że od kiedy Nawojka przeszła remont i zostały zamontowane „sportowe” telewizory, zaczęło tu ściągać coraz więcej kibiców. Nie byłoby w tym absolutnie nic złego, gdyby nie to, że na meczach piwko podawane jest w plastiku (tfu!), co w połączeniu z trunkiem z puszki, całkowicie zabija oryginalny smak piwa.

    Skupmy się jednak na dzisiejszej, na szczęście szklanej wersji. Po otwarciu puszki i przelaniu jej zawartości do kufla, piana bardzo szybko się ze mną pożegnała i pomimo prób jej „podniecania” nie została ze mną na dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Poza tym nie ma się raczej do czego przyczepić. Piwko podane w przyjemnej na chłodny dzień niskiej temperaturze (ale nie lodowate), kufel szybko pokrył się delikatnym szronem. Kolor i nasycenie jest „koncernowe” – nie różni się niczym od Żywca, Tatry i innych molochowych browarów.


    Od środka:

    Niestety nigdy nie byłem wielkim entuzjastą Leżajska. Bardzo tego żałuję, bo nie jestem w stanie przywołać jego smaku z czasów, kiedy był rozlewany u siebie, według swoich receptur. Z braku odniesienia pozostaje mi tylko bazowanie na tym, co aktualnie piję, a w smaku jest to co najwyżej średnie. Może to za sprawą puszki, a może po prostu biorąc pod uwagę, że do tej pory pamiętam każdy łyk wczorajszego Ciechana, czy mojego ulubionego Pilsnera, ciężko mi znaleźć wiele plusów, przemawiających na korzyść Leżajska. W smaku jest troszkę gorzkie, ale ta goryczka bardzo szybko ucieka z ust. Nie wyróżnia się żadną smakową nutą, zapachową tym bardziej. W zasadzie to pod każdym względem średniak. Niby można by go wypić dla ochłody w gorący dzień, ale na jesień? Przy okazji Leżajska Pełnego, warto chyba wspomnieć o tym, że około pół roku temu pojawiła się wersja Niepasteryzowana. Zdarzyło mi się ją spożyć, nie powiem i mam co do niej mieszane uczucia, ale to chyba opowieść na inny wpis…


    Podsumowanie:

    Strasznie żałuję, że nie było mi dane spróbować niektórych piw, które już nie są produkowane. Na szczycie tej piramidy jest EB, z którym moje ostatnie wspomnienie, wiąże się z Jeanem Reno, który ów browar reklamował. W czołówce niechlubnego rankingu znalazłby się również Leżajsk. Jestem prawie pewny, że to fakt wykupienia tego browaru przez Grupę Żywiec zabił w nim jakąkolwiek oryginalność. Niestety nie będzie już możliwości tego sprawdzić. Trzeba chyba z tego wyciągnąć naukę i popróbować jak najwięcej piw, które pewnie wcześniej czy później również będą produkowane pod banderą koncernów.

    A co do mnie? Serdecznie zapraszam Was do Nawojki – to naprawdę knajpa z niesamowitym, studenckim klimatem, który da się poczuć dopiero po spędzeniu nieco czasu w tych murach. Kto wie? Może kiedyś się tu spotkamy i będzie nam dane wspólnie ponarzekać na dostępne tu piwka? A może nasze wspólne narzekanie wpłynie na zarząd knajpki i sprowadzą do swojego menu coś nowego? Z całego serca im tego życzę, bo dzisiejszy puszkowy Leżajsk Pełny przelany do Żywieckiego kufla zasłużył tylko na 4 kufelki, a niewielkim nakładem pracy mógłby być nieco wyżej.


    Po szybkim naładowaniu akumulatorów można z powrotem wrócić do rozplanowanej reszty dnia! Do zobaczenia w Nawojce!!