wtorek, 26 kwietnia 2011

"Tylko beksa pije Beck's-a" ?

Po tytule posta nietrudno zgadnąć, kto będzie dzisiaj moim bohaterem. Z podróży na Ukrainę ostał mi się jeden Beck's. Niestety dopiero w Polsce zobaczyłem, że to piwko niemieckie. Szkoda, bo na pewno jest u nas bardziej dostępne, niż np. moje ukochane 'biele', a jednak przez granicę musiałem je przenieść. Ale nie ma co narzekać - trza coś napisać!

Co Wam się kojarzy z niemieckim piwem? Dla mnie jest to bezapelacyjnie Oktoberfest, więc może o nim słów kilka...

Oktoberfest to jak sama nazwa wskazuje Święto Październikowe. I faktycznie na początku odbywał się w 10 miesiącu roku. Z czasem jednak, z niezrozumiałych dla mnie względów pogodowych (przecież piwko jest dobre na każdą pogodę!) zostało przeniesione na przełom września i października. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego festyn, na którym co roku sprzedaje się około 5 milionów litrów piwa(!) nie odbywa się, w którymś z cieplejszych miesiąców, kiedy ochota na browarek jest większa. Wynika to z Bawarskiego Prawa Czystości, które zezwalało na warzenie piwa od 29 września do 23 kwietnia. Nie chcąc zaczynać sezonu browarniczego z zapchanymi magazynami - początkowo Niemcy, a potem cały świat upijał się browarkami z zeszłego sezonu (ciekawe jak było z ich przydatnością do spożycia?).

Pierwszy Oktoberfest datuje się na 1810 rok, jednak sprzedaż złotego trunku rozpoczęto dopiero 70 lat później. Wedle początkowych tradycji, na festynie są sprzedawane tylko piwa, warzone według wspomnianego Prawa Czystości.

Z ciekawostek:
  • Browarki na Oktoberfeście sprzedawane są w tradycyjnych litrowych kuflach tzw. Maß
  • Tradycyjnie, pierwszą beczkę odszpuntowuje (wbija kranik) burmistrz Monachium. W 2005, 2008 i 2009 roku, burmistrzowi Christianowi Ude wystarczyły tylko 2 uderzenia - musiało go suszyć :)
  • Pierwszy kufel otrzymuje premier Bawarii
  • Litrowy kufel piwa to wydatek minimum 8 euro. Dekadę temu jego cena była o blisko 2 ojro niższa
  • Od 2004 roku, ze względu na bardzo dużą liczbę odwiedzających, festyn boryka się z problemami z toaletami. Doszło do tego, że aby zmniejszyć kolejki, mężczyźni byli kierowani przez policję do pisuarów. Innym pomysłem było otoczenie toalet klatkami, które uniemożliwiałyby rozmowy przez telefon komórkowy (pomysł zarzucono ze względu na nielegalność tego typu działań i wysoki koszt klatek)

    Może przejdźmy do samego piwka...


    Fakty:

  • 11% ekstraktu, 4.8% mocy
  • Produkowane w Brauerei Beck & Co (Brema - Niemcy)
  • Pierwsze niemieckie piwo, zamykane w zielone butelki
  • Tworzone według Bawarskiego Prawa Czystości

    Z zewnątrz:

    Jak już wyżej wspomniałem - Beck's jest zamykany w normalną, zieloną butelkę. Na ładnym srebrnym kapslu znajdziemy nazwę piwka i logo browaru, które pojawia się również na każdej z etykiet oraz na rzucającym się pozytywnie w oczy sreberku na szyjce butelki. Logiem jest klucz, będący nieco futurystycznym, lustrzanym odbiciem herbu niemieckiego miasta Brema, skąd Beck's pochodzi.
    Na przedniej etykiecie jest jeszcze jedna śmiesznostka - 2 srebrne medale, namalowane na srebrnym tle w taki sposób, że aby je odczytać, trzeba się namanewrować butelką pod światło. Wyróżnienia zostały przyznane w 1874 roku w Bremie i w 1876 roku w Filadelfii. Najprawdopodobniej od tamtego czasu - piwko nie zdobyło żadnego znaczącego tytułu (w sumie się nie dziwię...).

    Od środka:

    Zaraz po otwarciu, z butelki uniósł się miły, charakterystyczny dla "Czystych" piw chmielowy zapach, jednak po przelaniu do kufla zniknął całkowicie. Podobnie piana - z początku przyjemna, biała, dość gęsta, już po minucie była niezauważalna. Gaz? To samo - po chwili uciekł. Kolor w najlepszym wypadku przypomina rozcieńczane, lane piwo w jednej z krakowskich knajp. Trochę się tym wszystkim czuję oszukany. Bo niby jednak piję piwo, ale z piwem to ma niewiele wspólnego. Może chociaż smak będzie dobry?
    Niestety - tutaj też klapa. Pomimo przyjemnego chłodu, rozchodzącego się po ustach i początkowo miłej, delikatnej goryczki, już po kilku łykach Beck's staje się wodnisty, obojętny, kompletnie nie zapadający w pamięć.

    Podsumowanie:

    Dla mnie Beck's jest piwem o dwóch twarzach. Pierwszy łyk był naprawdę dobry, bardzo obiecujący. Aż sobie pomyślałem, że trafiłem na kolejne 7, 8 kufelków. Ale po chwili browarek mocno spikował w dół, kończąc na wyjątkowo średnim poziomie. Szkoda - spodziewałem się po nim zdecydowanie więcej. Ode mnie 3 kufelki.

  • poniedziałek, 25 kwietnia 2011

    Dobre bo Ustrońskie!

    W życiu każdego piwosza przychodzą chwile, kiedy znudzony jednolitym, „płaskim” smakiem piw z dużych browarów, decyduje się sięgnąć po jakiś browarek z „górnej półki”. Zazwyczaj wybór pada na jedno z piw zagranicznych i tu zaczyna się problem. Otóż kiedy robimy zakupy w super, czy hipermarkecie, to zazwyczaj wybieramy szlagierowy, eksportowy produkt, jednej z większych korporacji danego kraju, bo innych w tym sklepie po prostu nie ma. Najłatwiej w ten sposób o zawód, bo zazwyczaj okaże się, że to piwo niewiele różni się od naszych rodzimych odpowiedników. Może na przekór temu wszystkiemu „browar”, w którym produkuje się naszego dzisiejszego bohatera nazywa się Górna Półka Club. Zastanawiacie się pewnie, gdzie to się znajduje? Niech odpowiedzią będzie nazwa piwa – Ustrońskie.


    Fakty:

  • 12.1% ekstraktu, 5.1% alkoholu
  • wyprodukowane na specjalne zamówienie Górnej Półki w Ustroniu
  • niepasteryzowane
  • cena – dość wysoka, bo porównywalna z piwkami w krakowskich lokalach

    Ustrońskie postaram się opisać z perspektywy około półtora miesiąca temu, kiedy nie byłem jeszcze gościem Górnej Półki, a butelkę ichniejszego piwa dostałem od mojego Przyjaciela z Ustronia. Opowiedział mi on również całą historię powstania tego trunku, łącznie z tym, że zarówno to, jak i wszystkie inne piwa sprzedawane w lokalu są wytwarzane według oryginalnej receptury, wymyślonej przez właściciela Górnej Półki – Pana Marka. Jak tylko to usłyszałem – natychmiast zaświeciły mi się oczy. Może to jest ten smak? Inny niż wszystkie? Zobaczymy…

    Z zewnątrz:

    „W malowniczej dolinie, u podnóża Równicy i Czantorii, leży Ustroń – spokojne uzdrowisko z tradycjami kurortu austro-węgierskiego. Jego mieszkańcy szczególnie upodobali sobie dobry smak – a Piwo Ustrońskie jest tej pasji najlepszym potwierdzeniem.”


    Na szczególną uwagę zasługuje sposób zapakowanie butelki. Otóż, kiedy Pan Marek usłyszał od mojego Przyjaciela, że piwko ma być prezentem dla piwosza, zapakował je w specjalny firmowy papier i dołączył do niego ulotkę z reklamą lokalu. Co tu dużo mówić – genialne! Już przed otwarciem browarka poczułem się wyjątkowy.

    Butelka Ustrońskiego jest bardzo prosta, smukła w kształcie, zwieńczona złotym kapslem bez żadnych nadruków. Z jednej strony wygląda to faktycznie na prosty zestaw, ale z drugiej podkreśla „domowość” tego produktu, bo jeśli kiedyś miałbym sam warzyć piwo, to myślę, że właśnie w takie butelki bym je zamykał. Etykieta z przodu mówi o tym, co najważniejsze – nazwa, producent i to, że piwko jest niepasteryzowane. Za to duży plus. Ciekawym dodatkiem jest umieszczenie obecnego roku na przedniej etykiecie. Zastanawiam się, czy wynika to z tego, że Ustrońskie zaczęto produkować w 2011, czy etykieta zmienia swój wygląd co rok. Z tyłu przeczytamy, że piwko zostało wyprodukowane w ostrawskim browarze na wyłączne zlecenie Górnej Półki. Na etykiecie zaskakują dwie rzeczy, to że butelka jest zwrotna (chociaż nie wiem czy można ją oddawać tylko w lokalu), oraz ręcznie (tak mi się wydaje) wpisana data przydatności do spożycia.


    Od środka:
    Zaraz po otwarciu Ustrońskiego, dość duża ilość gazu zaczęła się unosić do góry, ale nic nie ulało się z butelki (która nota bene była wypełniona prawie pod sam kapsel). Szybko przelałem piwko do kufla i muszę przyznać, że wyglądało to imponująco. Piękny bursztynowy kolor, biała gęsta piana, która utrzymywała się przez dobrą chwilę. Jej resztki były widoczne aż do ostatniego łyku. Z butelki zapach był prawie niewyczuwalny, ale po przelaniu do kufla stał się bardzo chmielowy. O unoszących się bąbelkach, nasyceniu koloru i nucie zapachowej mógłbym jeszcze dużo pisać, ale zanim się nad tym dobrze zastanowiłem wziąłem pierwszy łyk. Smak Ustrońskiego to coś, co ciężko opisać słowami. Jest pyszny, wyborny, znakomity. Wyraźna goryczka idealnie współgra z orzeźwiającym charakterem piwa. Po każdym łyku w ustach zostaje przyjemne uczucie. Jedyne do czego można by się przyczepić to odrobinę metaliczny posmak, obecny zarówno w piwie butelkowym, jak i lanym. Nie wiem skąd coś takiego, ale mam nadzieję, że któryś z bardziej zaawansowanych piwoszy, po przeczytaniu tego wpisu odpowie mi na to pytanie.

    Podsumowanie:

    Wydaje mi się, że najlepszą recenzją Ustrońskiego może być to, że zaraz po otwarciu zostało mi tylko pół kufla piwka. Każdy z mojej rodzinki chciał spróbować chociaż łyk nowego wynalazku. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie ich opinie. Mama stwierdziła, że jest „bardzo delikatne”, tata, że ma „pełny, piwny smak”, brat, że czuć „wyraźną goryczkę”. Niby skrajne opinie, ale może takie właśnie jest Ustrońskie – każdy znajdzie w nim coś pozytywnego dla siebie. Ja najbardziej przychylam się do opinii brata – przyjemnie gorzkie.

    Według mnie Ustrońskie to prawdziwy „must-have” dla każdego, kto lubi smak piwa. Jeżeli kiedykolwiek będziecie przejeżdżać przez Ustroń, zajrzyjcie do Górnej Półki i na własnym języku przekonacie się o czym piszę.
    Z czystym sumieniem mogę wystawić Ustrońskiemu najwyższą notę i moją bezcenną :) rekomendację!


  • wtorek, 12 kwietnia 2011

    Kolejne zmiany :)

    Dzięki doświadczeniu blogujących przyjaciół, odkryłem mechanizm stron :) A co za tym idzie - oddaję w Wasze łapki:
    1) Spis wypitych treści - alfabetyczny spis wszystkich opisanych tutaj piwek, dla łatwiejszej nawigacji i wyszukiwania
    2) Ranking piwek - posegregowane po ilości przyznanych kufelków, opisane piweczka.

    W związku z powyższym w zapomnienie idzie dział wyzwań i TOP-lista :)

    Browarkowych snów!

    Obolon Premium

    Doszedłem dzisiaj do wniosku, że w sumie to mógłbym się przenieść na Ukrainę. Przynajmniej jeśli chodzi o aspekt piwny. Ichniejsze piwa w porównaniu do naszych smakują. Każde z tych co do tej pory spróbowałem odróżniało się nieznacznie od innych i większość była naprawdę niezła.

    Dzisiaj na spróbowanie - Obolon Premium!

    (Niestety, ale etykieta butelki kiepsko przetrwała podróż przez granicę...)

    Fakty:

  • Piwo z browaru Obolon we Lwowie
  • 5% alkoholu, 12% ekstraktu
  • Sugerowana cena detaliczna w Polsce - 4.39 zł
  • W składzie znajdziemy m.in. ryż i wodę artezyjską, wydobywaną z jurajskiego poziomu

    Zanim przejdę do opisu samego piwka - kilka słów o browarze, bo jeszcze nie miałem okazji o nim wspomnieć.

    Browar Obolon powstał w 1974 roku z myślą o letnich Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie, które odbywały się 6 lat później (to właśnie te IO, które zasłynęły z gestu Kozakiewicza). Miejsce na budynek wybierała specjalnie dobrana grupa z Czech, a głównym czynnikiem na który zwrócili uwagę był szeroki dostęp do krystalicznie czystej, źródlanej wody. Nazwa Obolon została nadana w 1986 roku po jednej z dzielnic Kijowa.
    Po tym, jak Ukraina uzyskała niepodległość w 1991 roku, Obolon stał się pierwszą ukraińską korporacją, eksportującą napoje do Europy i Stanów Zjednoczonych. Wkrótce potem ich nazwa stała się rozpoznawalna na całym świecie jako nazwa tradycyjnego, ukraińskiego piwa.

    Z zewnątrz:

    Zielona butelka NRW(bezzwrotna z logiem producenta) ze złotą etykietą prezentuje się ładnie. Całość zamknięta tradycyjnym Obolońskim kapslem (który niekoniecznie wpasowuje się w gamę kolorystyczną butelki, ale trudno oczekiwać, żeby specjalnie tworzyli inne kapsle). Na tylnej etykiecie straszny chaos. Potwornie dużo literek, cyferek, napisanych tak małą czcionką, że trzeba się namęczyć, żeby je przeczytać. Niestety, nawet liczne medale wyrysowane po obu stronach butelki są nieczytelne.
    Brakuje najważniejszej informacji - daty przydatności do spożycia. Na etykiecie znajdziemy tylko datę produkcji...

    Od środka:

    Pierwszy łyk piwa okazuje się być kwaskowaty. Zacząłem żałować, że nie znalazłem daty ważności, ale nie poddałem się :), co jak później się okazało było dobrą decyzją, bo szukając informacji o tym piwku dowiedziałem się, że wiele ludzi ma podobne odczucia. Kwaśny smak mija już po kilku łykach i zostaje zastąpiony przez wyraźną goryczkę, której tak bardzo mi brakuje w większości polskich produktów. Gorzkawy smak pozostaje nawet do ostatniego, dość wygazowanego łyku.

    Z zapachu bardzo delikatne. Niby pachnie trochę chmielem, ale dla mnie to za mało. Za to mile zaskoczyła mnie piana. Spodziewałem się, że podobnie jak na innych ukraińskich piwerkach szybko opadnie. Ona jednak została ze mną aż do 1/3 kufla. Podobnie sprawa ma się z gazem. Zauważyłem, że w wielu ukraińskich browarkach występuje przesyt CO2. Objawia się to tym, że zaraz po otwarciu piwko syczy jak Pepsi. Identycznie zachowuje się również po przelaniu do szklanki, czyli bardzo się pieni, a po chwili jest już spokojne jak miasteczko studenckie po juwenaliowej nocy. W Obolonie Premium gaz utrzymuje się aż do końca piwka, chociaż z czasem jest go naturalnie coraz mniej.

    Podsumowanie:

    Obolon Premium mile mnie zaskoczył. Po pierwszym łyku, który do najlepszych nie należał całkowicie zmienił swój charakter. Do tej pory nie wiedziałem, że jest możliwe, żeby początek piwa smakował inaczej niż jego koniec (może poza piwem rezanym, o którym napiszę w jednej z wakacyjnych notek). Generalnie na minus zasługuje tylko początkowy kwasek, nieczytelna etykieta i cukier w składzie. Siedem kufelków.


    P.S. Serdecznie polecam króciutki artykuł o realiach, panujących na co dzień na Ukrainie. Znajdziedzie go tutaj. Pomimo, że jest z 2004 roku - uwierzcie mi, że niewiele się zmieniło :)
  • niedziela, 10 kwietnia 2011

    Magnus z browaru Jagiełło

    W ramach odpoczynku od piwerek ukraińskich (których mam jeszcze całą szafkę) postanowiłem postawić na coś polskiego i zakupiłem sobie Magnusa z browaru Jagiełło. Pijąc to piwko ma się świadomość Polskości tego wyrobu. Dlaczego?
    Browar Jagiełło jest jednym z nielicznych minibrowarów na terenie naszego kraju. Ostatnio w GW pojawił się artykuł, opisujący właśnie takie miejsca. Okazuje się, że w Polsce funkcjonuje około 10 minibrowarów, podczas gdy w Niemczego jest ich kilkaset i piwa z nich pochodzące to 20% sprzedaży całości złotego trunku za naszą zachodnią granicą. U nas musimy się na razie zadowolić browarem Amber, Kormoran, Jagiełło, czy chociażby CK Browar w Krakowie (o którym będzie innym razem). Pocieszającą wiadomością jest to, że badania wykazują, że Polacy coraz częściej mają dość piw, których fermentacja jest w sposób sztuczny przyspieszana i coraz częściej sięgają po produkty mniejszych browarów, licząc się z tym, że takie piwka niestety muszą być nieco droższe. W efekcie już w przyszłym roku mają w Polsce powstać kolejne 3 minibrowary (między innymi w Szymbarku), a to na pewno jest krok w dobrą stronę!

    Wróćmy do naszego dzisiejszego bohatera. Przygotowując się do tego postu miałem już ułożone w głowie kilka analogii i tytułów. Wszystko z racji tego, że Magnus występuje w tzw. "bączkach", czyli pękatych 330ml-owych buteleczkach. Biorąc pod uwagę niedawne zakończenie kariery przez naszego Adasia, który raczej do postawnych mężów nie należał, nasuwały mi się jednoznaczne analogie. Postanowiłem jednak z nich zrezygnować już po pierwszym łyku Magnusa. Okazuje się, że w smaku jest bardzo, ale to bardzo podobny do Ciechana Maciejowego, którego opisałem tutaj.

    Zacznijmy jednak od poczatku:

    Fakty:

  • Minibrowar Jagiełło spod Chełma
  • Występuje w "bączkach"
  • 6.0% alkoholu, 14.2% ekstraktu
  • Nagroda Piwo Roku 2008, przyznana przez Bractwo Piwne

    Sam browar został założony w 1993 roku na terenie dawnego PGR-u. Początkowo jego produkcja sięgała 6000 hektolitrów rocznie. Specjalizuje się w produkcji piwa, wykorzystując naturalne metody warzelnicze (co mi się baaardzo podoba!). Posiada certyfikat Ekogwarancja Polskiego Towarzystwa Rolnictwa Ekologicznego. Od samego początku kładł duży nacisk na rozwój technologiczny, mający na celu zwiększenie asortymentu sprzedawanych piw, wyjście poza regionalnych odbiorców, a przede wszystkim zwiększenie mocy produkcyjnej. W efekcie w 2006 roku jako jedyny browar w Polsce rozpoczął produkcję pierwszego w pełni ekologicznego piwa. W 2010 roku odnotował zwiększenie sprzedaży o całe 60%!

    Z zewnątrz:

    Wygląd butelki to chyba największy mankament Magnusa. Co prawda, wydaje mi się, że wynika to z tego, że większe nakłady finansowe kładzie się na rozwój i na ekologiczność piwa, ale nie sposób nie wspomnieć o braku jakiejkolwiek informacji o składzie pitego piwka. Na butelce znajdziemy tylko informacje o tym, że jest produkowane z pięciu różnych gatunków słodu i zawiera słód jęczmienny. Na stronie internetowej, która jest podana na etykiecie, również nie znajdziemy wiele więcej szczegółów. Dowiemy się tam natomiast o medalach i wyróżnieniach, jakie zostały zdobyte przez browar (na etykiecie znajdują się trzy medale, ale nawet z moim całkiem niezłym wzrokiem nie byłem w stanie ich rozczytać), ale już sama wikipedia dostarczy nam "świeższe" informacje.
    Jednolity czarny kapsel też raczej trzeba zaliczyć jako minus...

    Od środka:

    Od samego otwarcia kapsla piwo ma "ciemny zapach" z domieszką czegoś ziemno-korzennego (nie wiem jak inaczej to opisać :) ). Nawet nie przelewając go do kufla, jesteśmy pewni, że będzie słodko.
    Utwierdza się to przy każdym łyku - po ustach rozchodzi się bardzo słodki smak. Plusem jednak jest to, że ten smak nie męczy. Po połowie Ciechana Maciejowego miałem go dość, a tutaj z ochotą przystępuję do kolejnego łyku (chociaż fanem ciemnego piwa nie jestem). Piana, podobnie jak sam trunek jest ciemna, co wskazuje na faktyczną 'naturalność' tego piwa.

    Podsumowanie:

    Magnus z browaru Jagiełło jest bardzo podobny do Ciechana Maciejowego. Z rzeczy, które go odróżniają na plus to na pewno ciekawy zapach i bardzo interesujący, a wręcz intrygujący smak, warty polecenia szczególnie osobom, które preferują słodkość ciemnego piwa. W kategorii piw, których szukam, pisząc tego bloga wypada na 5 "kufelków", ale w kategorii piw, z których się cieszę, że je spróbowałem dostaje 8. W rezultacie - mocna 6!


    Ale jest jeszcze coś! Piszę tego bloga w jeszcze jednym celu, poza tym, żeby znaleźć ten "mój" smak. Chodzi mi o to, żeby moi Czytelnicy coraz chętniej wychodzili poza utarte ramy piw z dużych korporacji. Warto czasem spróbować czegoś, co nie ma sztucznie wtłaczanego dwutlenku węgla, pomimo tego, że kosztuje nieco więcej niż Żubr, czy Harnaś. Stąd, promując polskie minibrowary, do jakich zalicza się Jagiełło - Magnus dostaje moją rekomendację!
  • wtorek, 5 kwietnia 2011

    Балтика 7 (Baltika 7)

    Dzisiaj na tapetę poszło pierwsze w moim życiu piwo rosyjskie. Dowiedziałem się o tym dopiero jak zacząłem swój tradycyjny "searching-tour" podczas picia nowego piwka. Zdziwienie było o tyle większe, że piwa z rodziny Baltik (o której za chwilę) są dosłownie w każdym sklepie, który odwiedziłem na Ukrainie. Co ciekawe - co sklep to inne piwka. A wybierać jest z czego. Rodzina Baltiki ma w swoich szeregach aż 8 różnych pozycji (mam nadzieję, że z czasem będę miał możliwość opisać więcej):

  • Baltika 0 - bezalkoholowe i z tej przyczyny raczej nie będę się nim zajmował ;)
  • Baltika 1 - Light - 4.4%, browar już się do niego nie przyznaje
  • Baltika 2 - Pale - zwykły poczciwy jasny lager z dodatkiem "ekskluzywnych gatunków chmielu"
  • Baltika 3 - Classic - 5.4% lager bez powyższych gatunków chmielu :)
  • Baltika 4 - Original - piwko produkowane z żyta i karmelu, czemu zawdzięcza swoją bursztynową barwę. Przewrotnie, takie piwa nazywa się amerykańskimi lagerami, a w Rosji - oryginalnymi :)
  • Baltika 5 - Gold beer - lager produkowany ze słodu jasnego i ciemnego. Również nie jest już produkowany w browarze.
  • Baltika 6 - ciemny, 7% porter wyrabiany według angielskich receptur.
  • Baltika 7 - dzisiejszy bohater, o którym więcej będzie niżej
  • Baltika 8 - jedyne pszenicznce piwo w rodzinie
  • Baltika 9 - Krepkoe - najmocniejszy, 8% porter

    Swego czasu browar wyrabiał również:
  • Jubileuszowy Baltika 20
  • Baltika Kuler
  • Baltika Lite
  • oraz coolera z dodatkiem limonki.

    Mam nadzieję dotrzeć do informacji, dlaczego niektóre z tych piw nie są już produkowane.
    O samym browarze rozpiszę się trochę przy kolejnym Baltikowym browarku (mam ich jeszcze kilka w zanadrzu), natomiast teraz przejdźmy do naszej siódemeczki...


    Fakty:

  • Piwo z browaru Baltika w Petersburgu
  • 5.4% alkoholu, 12% ekstraktu
  • Produkowane na licencji w Kazachstanie, Uzbekistanie, Azerbejdżanie i na Ukrainie
  • W połowie lat dziewięćdziesiątych stała się pierwszym rosyjskim piwem, dostępnym w puszce.

    Start produkcji "siódemki" datuje się na 1994 rok. Obecnie jest eksportowana do ponad 40 krajów i znajdziemy ją w takich metropoliach jak: Lodnyn, Nowy Jork, Berlin, Paryż, Sydney i Moskwa (to ostatnie to raczej oczywiste :) ). Zdobyła ponad 20 medali na profesjonalnych i amatorskich konkursach. Jej największe sukcesy to srebrny medal w 2007 i 2008 roku na australijskim międzynarodowym konkursie piwnym, oraz srebro na Mistrzostwach Świata w 2008 roku w kategorii "Dortmunder, Lager"

    Z zewnątrz:

    Z zewnątrz jest to jedno z ładniejszych piw, jakie miałem okazje trzymać w ręce. Butelka zaprojektowana ze smakiem, czyli nieduże, chociaż ładnie stonowane etykiety, duże, wytłoczone logo browaru w centralnej części i kapsel. Kapsel bardzo zaskakujący, w Polsce takiego nie znajdziemy (przynajmniej na popularnych browarkach). Otóż wygląda jak ten z napojów Tymbarku, chociaż niestety bez napisu pod spodem. Przyjemnie się otwiera - nie trzeba mieć otwieracza, ani kluczy, śrubokrętów, siekier, czy innych akcesorii (czego to się nie używało do otwierania upragnionego napoju Bogów). Niestety z racji takiego kapsla - pamiątka z niego kiepska, zdecydowanie odróżnia się od reszty kolekcji.

    Od środka:

    Od środka już niestety nie jest tak różowo, jak z zewnątrz. Po kolei:
    - piana ładna, biała, utrzymuje się przez kilka minut, po czym znika...
    - zapach prawie niezauważalny, lekko ziołowy, mało piwny
    - w smaku niestety średniak. Jak woda z domieszką soku piwnego. W mojej pamięci zdecydowanie nie zapadnie. Goryczki brak, a i te zioła, ledwo wyczuwalne w zapachu tutaj nie istnieją. Na plus natomiast idzie to, że świetnie się nadaje na wypicie po wysiłku fizycznym, albo do kiełbaski z grilla (a sezon gryllowy już niedługo ;) )

    Podsumowanie:

    Spodziewałem się nieco więcej po tym rosyjskim piwku. Na kolana mnie nie powaliło i wiele razy było mi dane pić lepsze specyfiki. Szkoda, że akurat siódemka trafiła na eksport, bo z wielu opinii, które przeczytałem, oraz z własnego przeczucia wydaje mi się, że inne Baltikowe piwka będą lepsze.
    Na olbrzymi plus zasługuje jednak strona internetowa browaru Baltika. Chyba pierwsza taka zagraniczna strona w pełni tłumaczona na zrozumiały język angielski. Za to olbrzymi plus. Doliczając do tego kiepski smak i zapach i świetną butelkę wychodzą mi 4 kufelki!