czwartek, 31 marca 2011

Zmiany, zmiany...

Kochani!
Blog młodego piwosza cieszy się taką popularnością, że postanowiłem wprowadzić kilka zmian w jego funkcjonowaniu:

1) Pojawi się TOP-lista piw, na której będę umieszczał te, które najbardziej zapadły mi w pamięć.

2) Dzięki uprzejmości jednego z moich Przyjaciół, który zrobił mi odpowiednie grafiki - piwka zaczną być oceniane w skali 0-10, a te najlepsze będą dostawały specjalną "Rekomendację Mariana". Rzeczone grafiki zobaczycie już wkrótce!

3) Zarejestrowałem się na fantastycznym portalu o szeroko pojętej tematyce piwnej. Znajdziecie tam wszystko - od opisów najróżniejszych piw (nawet z Mauritiusu), po instrukcje jak wykonać własne piwko. To co mnie osobiście urzekło najbardziej (ale i również trochę przeraziło), to rozbudowany Dziennik Piwny, w którym możemy zapisywać spożyte browarki, a potem cieszyć się bogatymi statystykami (m.in. o której godzinie pijemy najwięcej złotego trunku i ile sumarycznie na niego wydaliśmy).

4) Zastanawiam się, czy w związku z tym, że blog zyskuje coraz większą popularność, nie powinien zostać oznaczony jako +18. Może macie jakąś wiedzę na ten temat?

5) Pojawi się lista "piwnych wyzwań", które zamierzam zrealizować, po rozmowach z moimi czytelnikami. Pierwsze dwa, to:
a) spróbować świeże Śląskie Mocne i ponownie je opisać,
b) kupić 2 Warki Strong. Jedną wypić świeżą, a drugą jak będzie już przy terminie. Podobno ta druga ma być znacznie lepsza.

To tyle! Jeśli przychodzi Wam coś do głowy, co chcielibyście tutaj zobaczyć - piszcie śmiało!

sobota, 19 marca 2011

Галицька корона (Galicka Korona)

Swego czasu na Ukrainie można było bez oporów i problemów ze strony władzy spożywać piwko w miejscach publicznych. Nikogo nie dziwiło to, że środkiem Lwowskiego Rynku, czy starego miasta szło się z otwartą butelką tego cudownego trunku.
Teraz podobno się to zmieniło i nie jest już tak różowo. Ale jest coś co się ostało z tamtych czasów. W zasadzie przy każdym, nawet najmniejszym sklepiku stoi lodówka (nawet jak byłem tam w zimie), a w lodówce obok tradycyjnych zachodnich słodzonych napojów stoi szereg przeróżnych ukraińskich piwek. Kiedy zobaczyłem pierwszą taką lodówkę, to pierwsza myśl, która przebiegła mi przez głowę, to że chyba nigdy bym nie był w stanie tam kupić piwka, bo raz, że nie potrafiłbym wymówić nazwy, a dwa nie wiedziałbym które wziąć.

Pisanie tego bloga zmieniło to odczucie. Teraz dokładnie bym wiedział, po które piwo sięgać. Kolejność prezentowałaby się następująco:
1) Czernichowskie białe, którym jestem wprost zachwycony!
2) Czernichowskie ciemne, o którym jeszcze nie miałem okazji napisać
3) 900 z Mikuliniec

Bohater, a w zasadzie bohaterka dzisiejszego wieczoru niestety nie zmieściłaby się nawet w pierwszej 5...

Fakty

  • Podobnie jak Stare Misto piwko pochodzi z Pierwszego Prywatnego Browaru
  • Pierwsze piwo na Ukrainie w butelce 0.65 lita
  • 11% ekstraktu, 3.9% woltażu

    Z zewnątrz

    Pierwsza duża butelka na Ukrainie prezentuje się bardzo okazale. Jak każde szkło wyprodukowane w tym browarze, ma na szyjce charakterystyczny grawer z logo producenta. Tutaj w zasadzie kończą się plusy. Same etykiety są bardzo proste. Poza podstawowymi informacjami o składzie, producencie, dacie i optymalnej temperaturze spożywania, nie znajdziemy tam nic ciekawego. Również kapsel nie ma w sobie tego 'czegoś'. Po otwarciu butelki, pod kapslem znalazłem rdzawe naloty (chociaż piwko jest jeszcze ważne ponad 2 miesiące).
    I pewnie powiecie, że się czepiam, ale jeżeli zarówno na etykiecie głównej, jak i szyjkowej jest rysunek korony, to chciałbym, żeby ten znajdujący się na kapslu, był z nimi w jednej linii. Butelki niestety zamykane są w sposób losowy - może jeszcze technika nie pozwala na nic innego, nie wiem...


    Od środka

    Korona w wyglądzie i smaku również nie rzuca na kolana. Po otwarciu słychać bardzo głośny syk, a po nalaniu do szklanki piwo rzuca bąbelkami jak Pepsi. W efekcie, tak jak możecie zobaczyć na powyższym zdjęciu, już po 10-15 sekundach pianki KOMPLETNIE nie ma. W kuflu pozostaje ledwo gazowany żółty płyn. Piszę płyn, bo niestety, ale w zapachu kompletnie nie przypomina chmielowego aromatu piwa - ciężko powiedzieć, żeby Korona miała jakikolwiek zapach.
    Smak? Pierwszy łyk jakoś tam smakuje, chociaż nie ma ani krztyny goryczki. Przy kolejnych łykach, Koronę można spokojnie by zastąpić wodą z jakimś piwnym aromatem i ktoś, kto by tego procesu nie widział, raczej nie miałby szans się zorientować.

    Podsumowanie

    Galicką Koronę ciężko jest podsumować w oryginalny, wyróżniający się sposób, bo samo piwko jest typowym średniakiem. Z racji dość niskiej mocy i dużej objętości, nadaje się do wypicia podczas letnich robót na działce, ale na wieczorne (jeszcze dość chłodne) wieczory - nie polecam.

  • czwartek, 17 marca 2011

    900 - łyk złocistej historii

    Jest rok 1497. Jan Olbracht wraz ze swoją armią przejeżdża przez wieś Mikulińce, aby zmierzyć się z mołdawskim hospodarzem Stefanem. Tutaj właśnie zaczyna się historia naszego dzisiejszego bohatera.
    Jeden z niemieckich sojuszników Polaków, człowiek o imieniu Tieran, zmęczony podróżą zatrzymuje się aby spróbować piwa uwarzonego przez tutejszych piwowarów. Zaskoczony wybornym smakiem złocistego trunku od razu każe wysłać całą beczkę na pobliski zamek trembowelski. Tam również smak piwa zyskuje uznanie. Niestety - brak komputerów i zapewne ilość procentów :) powoduje, że data tego wydarzenia jest omyłkowo przekręcona na 1457 rok i jest to pierwsza data, którą spotkamy na naszej "900". Ale skąd sama "900"?

    Zaraz, zaraz...

    Najpierw o samych Mikulińcach.
    Pierwsza notka o grodzie Mikulin datowana jest na 1084 rok. Po najazdach tatarskich w XIII w. osada upadła, a na jej miejscu powstała wieś Mikulińce. W 1758 r. król August III potwierdził prawa miejskie, które jednak nie zostały później uznane przez austriackie władze zaborcze.
    Historia Mikuliniec (mam nadzieję, że tak to się odmienia) wiąże się nierozerwalnie z osobą Mieczysława Reya. Nie dość, że był współodpowiedzialny za wprowadzenie dwumiesięcznych wakacji dla młodzieży, to zajmował się również gorzelnictwem (chwała mu za to!) i działał na rzecz obniżek ceł na alkohol. W 1840 roku hrabia Rey otwiera w Mikulińcach browar.
    Browar ten uchodzi za najstarszy na całej Ukrainie. Na początku XX wieku produkował ponad 12 tysięcy hektolitrów piwa rocznie, zatrudniając tylko 25 osób. Już wtedy w repertuarze miał kilka różnych garunków piwa, m.in. lagrowe, marcowe i bawarskie.

    Skąd więc ta "900"? Nie ma nic wspólnego z dziejami browaru, tylko z 900 rocznicą powstania grodu Mikulin. Przejdźmy do samego piwka.


    Fakty

  • Piwo z prawdopodobnie najstarszego browaru na Ukrainie
  • 12% ekstraktu, woltaż - 4.5%
  • Cena około 8-10UAH, czyli blisko 4 złote
  • Niepasteryzowane
  • Odznaczone nagrodą europejskiej jakości

    Z zewnątrz

    Na standardowej butelce znajduje się etykieta z dwoma różnymi liczbami - 900 i 1457. Wyżej znajdziecie wytłumaczenie czemu tak właśnie jest. Kapsel w przyjemnym złotym kolorze, jednak z napisem w takiej czcionce, że nie udało mi się go rozszyfrować. Na odwrocie, nasza "900" dumnie prezentuje zdobyty medal.

    Od środka

    Po Starym Miście i dwóch w zasadzie identycznych piwach (o których jeszcze nie zdążyłem napisać) spodziewałem się znowu piwka, które szybko straci swój smak. Mile się zaskoczyłem. Piwo z każdym łykiem jest przyjemnie gorzkie. Mocno czuć chmiel (niestety, z tego co udało mi się wyczytać z etykiety, jest tam domieszka sztucznego aromatu). Smak nie "wietrzeje". Przywykłem już do tego, żeby nie przyzwyczajać się za bardzo do pianki, bo dość szybko znika :), ale to co najważniejsze, czyli smak - pozostaje na długo w pamięci. Możliwe, że to za sprawą dodatku ryżu, o którym sam producent pisze, że dodaje "osobliwej lekkości i przyjemności".

    Podsumowanie

    900 mnie zaskoczyła. Gdyby była dostępna w Polsce, to na pewno nie byłaby to moja ostatnia jej degustacja. Smak na długo zapada w pamięć. Na tylnej etykiecie widnieje napis: "Z miłości i szacunku dla Was - Mikuliecki piwowar" - ja wierzę, że piwo, które tam produkują ma w sobie tą iskrę pasji, której szukam. Gorąco polecam spróbować!

  • wtorek, 15 marca 2011

    Stare Misto

    Ukraina ma wiele problemów. We Lwowie dużą przeszkodą okazało się jedzenie. Ciężko było nam znaleźć restaurację, w której dałoby się zjeść "zjadliwy" posiłek. Kuszeni przez wszelkie przewodniki i nawet samych rodowitych Lwowian trafiliśmy do Puzatej Chaty. Jej główne przeznaczenie, opisywane w przewodnikach, jakim jest "stołówka dla studentów" nijak ma się do wyglądu. Olbrzymie przestrzenie, wykończone w drewnie, urządzone z dbałością o każdy szczegół, bardzo liczna obsługa i mnogość różnych rodzajów potraw, spokojnie wystarczyłoby żeby taka restauracja była jednym z obowiązkowych punktów dla turystów w Krakowie. Na tym jednak jej plusy się kończą...

    W zasadzie poza jak zwykle przepysznym białym piwem (o którym pisałem tutaj nie było tam nic specjalnie smacznego. Barszcz po ukraińsku, z którym wiązaliśmy duże nadzieje okazał się w rzeczywistości wodą zabarwioną na czerwono z centymetrową warstwą śmietany na wierzchu. Z chrząstkowatego dewolaja wypływało nie pierwszej świeżości masło, a ziemniaki i surówka były całkowicie pozbawione smaku. Fakt, że obiad z piwem kosztował w sumie równowartość niecałych 10 złotych wcale nie pociesza, bo i tak trzeba udać się gdzieś indziej. No chyba, że to my mieliśmy pecha.

    Ale do rzeczy! W ukraińskich piwkach też dostrzegam jeden szkopuł. Chociaż nie spróbowałem ich jeszcze wszystkich, to te które już piłem pozwalają mi postawić tezę, że większość ukraińskich piw smakuje bardzo podobnie. Nie mówię, że źle! Odważyłbym się uznać, że ich smak jest znacznie bardziej wyrazisty, niż smak trunków z najpopularniejszych browarów w Polsce, ale jednak brakuje czegoś, co odróżniałoby jedno piwo od drugiego.

    Dzisiaj na tapetę zabieram Stare Misto!

    Stare Misto z widokiem na stare miasto :)

    Fakty

  • Piwko z Pierwszego Prywatnego Browaru
  • 4.8% alkoholu, 12% ekstraktu
  • Cena to około 5UAH - podobnie jak inne jasne piwa
  • Pasteryzowane

    Z zewnątrz

    Stare Misto nie zaskakuje ani butelką, ani kapslem. Obie rzeczy są raczej standardowe. Etykietka ma bardzo ładne, żywo-złote kolory, a wytłoczenia z logiem "Pierwszego Prywatnego Browaru" nadają mu trochę majestatyczności.

    Od środka

    Tak jak już wcześniej pisałem, Stare Misto ma raczej standardowy, ukraiński smak. Jest on bardzo wyrazisty, ale tylko przez kilka pierwszych łyków. Niestety, z każdym kolejnym powszednieje i przestaje zaskakiwać (co nie zmienia faktu, że i tak smakuje lepiej niż gro polskich piw). Z zapachem jest podobnie - zaraz po otwarciu butelki czuć przez chwilę, unoszący się aromat chmielu, ale po kilku minutach już go nie ma.
    Największym rozczarowaniem okazuje się chyba jednak pianka. Po chwili całkowicie znika. Zaobserwowałem, że jest to wspólne zachowanie dla większości ukraińskich piw, ale o tym następnym razem.

    Podsumowanie

    Szukając dodatkowych informacji o Starym Miście znalazłem, że przy jednej z głównych ulic Lwowa - Prospekcie Swobody - jest maleńka kafejka, o nazwie "Stareńki Tramwaj". Widoczny na poniższym zdjęciu wagon w lecie otoczony jest raptem kilkoma stolikami. Podobno właśnie tam można wypić najlepsze Stare Misto z Pierwszego Prywatnego Browaru. Niestety, albo nie dane nam było tam trafić, albo zwyczajnie zwinęli go na zimę, przez co musiałem się zadowolić wersją butelkową. Ale nic straconego - zaczynam kreślić mapę na kolejną lwowską wyprawę!

  • poniedziałek, 7 marca 2011

    Śląskie Mocne - tylko dla hardkorowców...

    ... albo dla ludzi niekochających swojej wątroby.

    Niestety, ale w życiu każdego piwosza przychodzą momenty, kiedy nachodzą go myśli - "Przecież wszystkie te piwa są takie same. Wezmę to tanie i mocne, na pewno będzie dobre". Czasem też jest tak, że piwosz ze zmąconym umysłem po minionej imprezie idzie do sklepu i uderzony czerwono-żółtym napisem "PROMOCJA!" postanawia wziąć pierwsze piwo z brzegu.

    Mam nadzieję, że mój zakup Śląskiego Mocnego zalicza się do drugiej grupy, bo nie chciałbym żyć ze świadomością, że tak skrzywdziłem moją wątrobę...


    Fakty

  • Browar Van Pur
  • Woltaż - 7%, ekstrakt - 14.1%
  • Cena - na pewno promocyjna

    Z zewnątrz

    Nie wiem czy Śląskie Mocne występuje w wersji butelkowanej, ani czy w ogóle jeszcze występuje. Ja to piwko kupiłem już dość dawno temu - pewnie będzie ze 2 lata. Przez ten czas puszka zdążyła mi zardzewieć od spodu. Trochę mnie to odrzuciło, ale prawdziwy piwosz rdzy się nie ulęknie! Żółty kolor puszki ze szczątkowymi informacjami też mnie nie przeraził - postanowiłem wziąć pierwszy łyk...

    Od środka

    Idąc za tym co o swoim produkcie piszą Browary Górnośląskie (bo stamtąd właśnie pochodzi dzisiejszy bohater):

  • "Doskonałe piwo, które trafi w gusta nawet najbardziej wymagających smakoszy" - w mój gust niestety to piwko nie trafia. Smak jest trochę nieokreślony - faktycznie czuć moc, trochę goryczki, ale nie jest to smak, który zapadałby w pamięć bardziej niż to, że przy każdym łyku powoduje lekki grymas twarzy.
    Biorę drugi łyk... ale co to? Co się stało z moją pianką? Nerwowy rzut oka na zegarek - piwko stoi niecałe 5 minut, a biały kołnierzyk jest już całkiem niewidoczny.

  • "Oddziaływuje na zmysły swoim mocnym i wysublimowanym smakiem oraz zachwycającą ciemnozłotą barwą" - tutaj trzeba im przyznać połowiczną rację, kolor jest ciemno-żółty. W zasadzie jak w większości mocnych piw. Wysublimowany smak? Może to jest właściwe określenie, chociaż raczej w kontekście pejoratywnym.

  • "Intensywny smak i silny charakter ugaszą Twoje pragnienie oraz sprawią, że sięgniesz po Śląskie Mocne po raz kolejny" - moje pragnienie mówi, że nie czuje się ugaszone i żebym je przepłukał czymś smaczniejszym. Rozsądek natomiast mówi, że więcej po Śląskie Mocne nie sięgne, nawet jak będzie na promocji. Po dzisiejszej przygodnie muszę jakoś udobruchać swoją wątrobę...
  • niedziela, 6 marca 2011

    Віпе - piwo "biele" czernichowskie

    Co można robić w środku Lwowa o północy z mizerną znajomością miasta? Pójść na dyskotekę, to trochę niebezpiecznie, zwiedzać też nie ma za bardzo co, bo ze względu na oszczędności duża część miasta jest wygaszona. Ktoś mógłby powiedzieć, że jedyne co można robić, to siedzieć w apartamencie, popijając tanie (i bardzo dobre) ukraińskie wódki. Nic bardziej mylnego!

    Do przepisu potrzeba nam:
  • Czterech, nienarzekających i otwartych świrów
  • Co najmniej czterech reklamówek
  • Kartonu po czajniku elektrycznym
  • Górki w parku Iwana Franki
  • Kasków w ilości świrów

    Z tak dobranymi składnikami udajemy się do pobliskiego parku, szukamy największej górki i jedno z lepszych wspomnień życia jest gotowe! Niestety, jeżeli nie do końca uda się oszacować to, czy w siadzie prostym uda się przejechać między nogami kolegi, to kask jest więcej niż niezbędny. Było nie było, ksywa Potter podobno do mnie pasowała :D

    Ale do rzeczy! Tak wygląda piwko w domku:


    A tak te podawane w knajpce:



    Fakty

  • Browar czernichowski (Цернігівське)
  • 4.8% alkoholu, 12% ekstraktu
  • Cena: około 5 hrywien ~= 2 złote. W knajpach około 2x drożej.
  • Piwo jasne (Світле), niefiltrowane (нефільтроване), pszeniczne
  • Sponsor narodowej drużyny piłkarskiej

    Z zewnątrz

    Piwko ma bardzo estetyczną i ciekawą etykietkę. Niestety, trafiliśmy akurat na jakąś promocję, przez co pół etykiety i kapsel zmieniły barwy i prezentowały samochód do wygrania. Przez butelkę widać mętny, białawy kolor piwka. Sama butelka ma wytłoczone "!nBev" - logo największej firmy piwowarskiej na świecie z oddziałami w ponad 30 krajach. Więcej informacji -> !nBev

    Od środka

    Po przelaniu do kufla trunek z czernichowskiego browaru pokazuje swoją prawdziwą pszeniczną barwę. Ma bardzo wyrazisty, ziołowo-zbożowy zapach. Z racji tego, że piwo jest niefiltrowane, w środku znajdziemy czasem niezidentyfikowane obiekty pływające. Jasna pianka dość szybko znika z piwek przelanych z butelki. Nieco dłużej utrzymuje się na lanych w knajpkach.
    Czernichowskie białe jest pierwszym niefiltrowanym piwem na Ukrainie. Powstaje z połączenia słodu pszenicznego i jęczmiennego. Niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju aromat nadaje mu chyba dodatek kolendry (коріандр), oraz specjalnego gatunku drożdży.

    Podsumowanie

    Jadąc na Ukrainę usłyszałem, że warto spróbować ichniejszego białego piwa. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Jest wyborne, fascynujące i z każdym łykiem coraz lepsze. Nadaje się idealnie na orzeźwienie w ciepły dzień, jak i posiedzenie w knajpce, gdy na polu zimno. Niesamowicie się cieszę, że już drugie piwo, które spróbowałem na Ukrainie okazało się strzałem w dziesiątkę. Gorąco polecam do spróbowania, jak i do przywiezienia znajomym w Polsce. Sam tak zrobiłem.
  • środa, 2 marca 2011

    Kulturalny Mix - Beer Mix Energy

    Lwowska weekendowa eskapada, z góry była zakrojona na szeroką degustacyjną skalę. Już w momencie wyjazdu wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby popróbować jak najwięcej różnych piwek i móc je tutaj opisać.

    Dojazd do Lwowa przebiegł dość burzliwie, chociaż wesoło i z happy endem. Godzina snu - pociąg o 3 nad ranem, szczęśliwe przejście przez granicę (bo zaraz za naszą ekipą, granica się zamknęła pozostawiając wszystkie mrówki na mrozie na bliżej nieokreślony czas), a w końcu półtorej godziny podróży marszrutką, do które udało się w zasadzie wskoczyć w locie, a całą podróż czuło się na sobie cisnące się ciała ukraińskich pasażerów.

    W końcu dotarliśmy na miejsce - zaśnieżony Lwów, który nie widział tej zimy chyba ani jednej piaskarki, ani pługu. Tam zima nie zaskakuje drogowców - tam tych drogowców zwyczajnie nie ma.
    Po kilku godzinach jazdy najdziwniejszymi środkami transportu (łącznie z tramwajem, który przestawił zachodzącego na ulicę mercedesa - nota bene połowa pasażerów kompletnie się tym nie przejęła, nie ruszając się nawet z siedzeń. Druga połowa natomiast, kompletnie się tym nie przejęła, wychodząc od razu z tramwaju i resztę podróży realizując na piechotę) dotarliśmy w końcu do naszego apartamentu.

    Każdy z nas był zmęczony i niewyspany i każdy miał już mniej, lub bardziej wyrobioną opinię o tym kontrastowym mieście, w którym bieda jeżdżąca w Wołgach żyła zaraz obok limuzyn i terenówek, i w którym kierowca marszrutki, zamykające drzwi przed nosami swoich pasażerów, miał więcej świętych obrazków niż całe krakowskie MPK.

    Piwny wybór musiał paść na Beer Mix Energy!


    Fakty

  • Browar Obolon z Kijowa
  • 2.4% alkoholu
  • Cena: około 5 hrywien ~= 2 złote
  • Piwo malinowe z dodatkiem Energy Drinka
  • Jedno ze "specjalnej" serii piw browaru Obolon

    Z zewnątrz

    Puszka typowo młodzieżowa, kolorowa. Woltaż też przeznaczony raczej dla młodszych głów - nawet zmęczony organizm spokojnie przetrzyma 2.4% alkoholu. Piwo chyba nie występuje w wersji butelkowej.

    Od środka

    Jak cały Lwów - piwo jest mocno kontrastowe. Fantastyczny, malinowy zapach (który niestety nie ma nic wspólnego z malinami), kontrastuje z wyjątkowo sztucznym, różowym kolorem. Piwo zaraz po nalaniu strasznie się pieni (aż nienaturalnie) i długo nie pozwala napić się trunku, osobom które za tą pianą nie przepadają. Sam smak jest ciekawy, chociaż to wynikało raczej ze zmęczenia. Energy drinka w tym w ogóle nie czuć. Piwko smakuje raczej jako gorzkawy browarek z dużą ilością soku malinowego. Nie można powiedzieć, żeby nie orzeźwiało i sądząc po łatwości w rozwiązywaniu krzyżówek - błyskawicznie regeneruje neurony, otumanione ukraińskimi drogami.


    Podsumowanie

    Beer Energy Mix jest jednym z tych gatunków piwa, którymi bardzo ciężko jest się upić. Smak szybko staje się monotonny, a mała ilość procentów nie wchodzi w głowę. Myślę, że przy wysokiej temperaturze (której niestety nie było dane nam uraczyć o tej porze roku we Lwowie), działałoby orzeźwiająco, jednak w zimie, to wybór chyba tylko dla eksperymentatorów...